Tekst i foto: Wiktoria Łakoma
Cavaliada kojarzy nam się z imprezą na najwyższym poziomie – najbardziej doświadczeni zawodnicy, wysokie nagrody, rekordowa liczba widzów, najlepsze konie. Wszystkie te określenia są jak najbardziej trafne, dziś jednak zejdziemy z najwyższego poziomu trochę w dół, mniej więcej o… pół metra, a może nawet jeszcze niżej, gdyż przyjrzymy się pokazowi kuców na krakowskiej Cavaliadzie i jadącej na nich najmłodszej grupie amatorów jeździectwa.
Do rozmowy zaprosiłam rodzeństwo Julię i Szymona Bugajów, którzy dosiadali koni należących do ich cioci – pani Ani, właścicielki Stajni Pejzaż w Jurze Krakowsko- Częstochowskiej.
Dzień dobry! Spotykamy się po Waszym udziale w pokazie na krakowskiej Tauron Arenie podczas Cavaliady. Opowiedzcie proszę na gorąco, jakie są Wasze wrażenia.
Szymon: Po raz pierwszy byłem na Cavaliadzie, bardzo mi się podobało, chociaż trochę się bałem.
Julia: Brałam udział kiedyś w pokazie ogierów (prowadziłam kuca szetlandzkiego), ale w tak dużym wydarzeniu też brałam udział po raz pierwszy. Najbardziej nam się podobało, że w jednym miejscu jest tak dużo koni.
Opowiedzcie o Waszym występie.
Julia: Występ polegał na tym, żeby wyjechać na koniach i kucach, które prowadzili dorośli (nam pomagały mama i ciocia). Były tam konie różnych ras. Byliśmy ubrani w śląskie stroje ludowe. Jechałam na Simbie, który jest tinkerem, ma łaty i duże szczotki. (pęcinowe – przyp. W.Ł.), a mój brat na kucu szetlandzkim – Ferdku (właściwie Arabika Fernando – przyp. W.Ł.).
Szymon: Ja też miałem taki strój, bardzo fajny.
Trochę się bałeś, Szymonku. Co takiego się wydarzyło, że nie czułeś się pewnie?
Szymon: Ferdek stawał na dwóch nogach i był niespokojny.
A jak myślisz, dlaczego tak się działo?
Szymon: Dlatego, że chciał się kryć. (Arabika Fernando to niewielki koń, za to niski wzrost rekompensuje odpowiednio dużym temperamentem. W domowych warunkach jest potulną „maskotką” stajni, jednak przed krakowską publicznością chciał zaprezentować się przede wszystkim jako ogier czołowy – to miał na myśli mój rozmówca). Trochę się bałem, ale nie spadłem, pomagała mi mama (która cały czas czuwała nad tym, żeby chłopiec był bezpieczny – przyp. W.Ł.).
Zostawmy na razie temat Cavaliady. Skąd pomysł na konie? Czy na co dzień jeździcie konno?
Julia: Nasi rodzice mają konie w stajni przy domu, niedawno urodził się też źrebaczek Ambicja. Pomagamy czasem je karmić, szykować siano i marchewki. Są to duże konie śląskie, więc na razie na nich nie jeździmy, tylko czasem wsiadamy na konie naszej cioci… Czytaj więcej w kwietniowym numerze „Koni i Rumaków”