Z Elżbietą Gródek, autorką książki „Jazda konna naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” rozmawia Marta Borowska
Foto: Ewa Janicka
Nie sposób nie zacząć od podstawowego pytania: o czym ten koń myśli?
Najczęściej myśli o zielonej trawce, a tak na poważnie, to pragnie świętego spokoju. Koń to zwierzę uciekające. Ciągle monitoruje to, co dzieje się wokół niego, i myśli tylko o tym, by uniknąć niebezpieczeństwa. Koń, w przeciwieństwie do drapieżników, nie musi myśleć o zdobywaniu jedzenia, nie musi polować. Trawa zawsze się gdzieś znajdzie i trawa nie ucieknie!
Żeby podjąć wyzwanie napisania książki, trzeba mieć w sercu prawdziwą pasję. Jak rodzi się taka fascynacja?
W moim przypadku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku stajnia nie była dla mnie przyjemnym miejscem. „Ostry zapach” przeszkadzał, a koń był po prostu „narzędziem” do jazdy konnej. To moje córki namówiły mnie na jazdę konną, to one koniecznie chciały jeździć. Stwierdziłam, że zamiast „grzać ławkę”, czekając na nie, będę z nimi jeździć. I tak, mając 35 lat, po raz pierwszy wsiadłam na konia. Jazda konna okazała się o wiele trudniejsza, niż to sobie wyobrażałam. Kilka razy byłam bliska rezygnacji, bo zamiast przyjemności podczas jazdy czułam stres i strach. Ale jak mogłam zrezygnować, skoro Jula i Ala nie rezygnowały? Ciągle w głowie pojawiało się tysiąc pytań: Dlaczego koń tak zrobił? Dlaczego tak zareagował? Co chciał przez to wyrazić? Czy to było niebezpieczne? Czy taka reakcja jest „normalna”? Po dwóch latach takiej „stresującej” jazdy zaczęłam dochodzić do wniosku, że może, gdy znajdę odpowiedzi na te pytania (czyli „KIM jest koń?”, „O czym ten koń myśli?”), będę w stanie przełamać swoje lęki, obawy i będę w stanie lepiej jeździć. I tak się stało: im więcej wiedziałam o koniach, tym lepiej zaczęłam je rozumieć, im lepiej je rozumiałam, tym lepiej zaczęłam jeździć i bezpieczniej poczułam się przy nich. Pomału zaczęłam się zakochiwać w tych niesamowitych zwierzętach.
Konie są bardzo wrażliwe, delikatne, naturalnie nie ma w nich agresji, są towarzyskie. Ale żeby to poczuć, najpierw musiałam dużo popracować nad sobą, nad swoimi emocjami, myślami. Koń jest jak lustro, powie Ci, kim jesteś. To jest właśnie niesamowite! Bliskość tych zwierząt zmusiła mnie do refleksji nad sobą. Jeździectwo jako sport stało się mniej ważne, a kontakt z koniem, relacje z nim wypłynęły na pierwszy plan. Przestałam frustrować się, gdy coś mi nie wychodzi. Teraz żadna lekcja nie jest stracona, każda wiele wnosi, samo „bycie” z koniem jest wartością samą w sobie.
Dużo czasu poświęca Pani swojej pasji? Jak wygląda praca z koniem?
Około jedną, dwie godziny tygodniowo. Chciałabym przeznaczać więcej czasu, ale obecnie przede wszystkim jestem mamą trzech wspaniałych córek i to im poświęcam najwięcej czasu. Nie mam własnego konia, więc nikt na mnie w stajni nie czeka z utęsknieniem. Jeżdżę w różnych stajniach. W jednej rekreacyjnie, w drugiej trochę, razem z Julią, uczymy się skakać, w innych jeździmy w teren.
Jeśli chodzi o pracę z koniem, to ćwiczę zarówno z siodła, jak i z ziemi.