Tekst: Marzena Józefczyk, Tomasz Zawistowski
Foto: Marzena Józefczyk
Są ludzie, którzy przykładają ogromną wagę do rozróżniania zwrotu „jeździć konno” od „jeździć na koniu”. To drugie stwierdzenie wiążą z brakiem jeździeckiej wprawy i przypisują przede wszystkim adeptom jeździectwa mającym zbyt wysokie mniemanie o własnych umiejętnościach.
Samokrytycznie oceniając własne umiejętności hippiczne, zwykliśmy skłaniać się ku używaniu zwrotu „jeździć wierzchem”. I to nie z powodu fałszywej skromności, w żadnym razie. Najnormalniej w świecie nie raz przyszło nam dosiadać bądź próbować dosiadać grzbietów, na których można „jeździć wierzchem”, w żaden jednak sposób nie da się na nich „jeździć konno”.
Naszymi poszukiwaniami powodowała głównie ciekawość, ale gdybyśmy zapragnęli znaleźć dla nich usprawiedliwienie, w zupełności wystarczyłoby nam kazachskie przysłowie: „jeśli coś daje się przełknąć, to jest już posiłek. Jeśli nogi nie dotykają ziemi, to już jest jazda”. Przeglądając notatki z podróży, doszliśmy do wniosku, że mamy za sobą wiele posiłków tego typu. I wiele jazd.
Listę stworów, na których nogi nasze nie dotykały ziemi, zacząć wypada od hucułów. Do złudzenia przypominają one konie, choć niektórzy twierdzą, że… jedynie w smaku. Mikre rozmiary wierzchowców, których niejednokrotnie przyszło nam dosiadać w ich najnaturalniejszym środowisku, czyli w ukraińskich Karpatach, nijak mają się do ich dzielności. Długie pochody po połoninach i galopy z wiatrem we włosach po ścieżkach wijących się górskimi grzbietami pozostawiły w naszych wspomnieniach chęć powracania do nich rokrocznie. A że Saszkę, zaprzyjaźnionego właściciela huculego stada, irytują turyści pytający, czy jego rumaki aportują, to już zupełnie inna sprawa. Saszka żyje ze swymi hucułami w niebywale dosłownie rozumianej bliskości człowieka z koniem. Nasz kolega, zobaczywszy ongiś, jak Sasza kopnął obutą w gumofilc nogą huculi zad, naskoczył na niego z krzykiem i pretensjami o znęcanie się nad żywym stworzeniem. Oczy Saszy były pełne smutku z powodu niezasłużonej przykrości, jaka go spotkała. „On zaczął!” – odpowiedział, masując ostrożnie okolice krzyża.