Tekst i foto: Małgorzata Odyniec
Pod koniec sierpnia w niemieckim Luhmühlen odbyły się mistrzostwa Europy seniorów. Polsce udało się wystawić pełną drużynę, więc sytuacja wydawała się komfortowa. Do Niemiec wyjechała sztandarowa czwórka naszych zawodników i koni, stali bywalcy imprez najwyższej rangi: Łukasz Kaźmierczak z Ostlerem i Paweł Spisak z Wagiem oraz debiutujący na MES: Marcin Michałek na Magnolii i Paweł Warszawski na Hatterii. Niestety, radość z posiadania czteroosobowego składu drużyny trwała krótko. W dzień pierwszego przeglądu okazało się, że Wag ma problemy z kopytem i Paweł nie wyprowadził go przed komisję. Straciliśmy zawodnika, którego – patrząc na tegoroczne postępy tej pary – dobrego występu mogliśmy być pewni. Teraz już należało mocno trzymać kciuki za pozostałych Polaków. Starty na czworoboku rozpoczął Łukasz. – Przejazd Łukasza Kaźmierczaka był poprawny i płynny, ale stopień zebrania mógłby być wyższy, tzn. jechał za szybko, koń spieszył w przejściach i powinien iść wyżej ustawiony, bardziej „pod górę”. Popełnił kilka błędów: za dużo kroków w cofaniu, błędy w zmianach nogi, miał problemy z wyprostowaniem konia w galopie, ale za to bardzo ładne było końcowe zatrzymanie. To takie drobne błędy, nad którymi powinien popracować dla własnego dobra – podzieliła się swymi wrażeniami sędziująca czworobok Anne-Mette Binder. Wynik 53,80 pkt dał ostatecznie Ostlerowi 43. miejsce. Drugiego dnia pokazali się jeźdźcy z Walewic. Niestety, przejazd Marcina Michałka i Magnolii nie należał, delikatnie mówiąc, do najlepszych. Klacz była spięta, walczyła z ręką jeźdźca, przez większą część programu szła poza pomocami. Ta walka przełożyła się na niskie noty, szczególnie w chodach bocznych. Wynik 76,90 dał Marcinowi ostatnie miejsce. – Przydarzyło mi się to drugi raz w tym sezonie. W Strzegomiu miałem podobny problem. Ona dobrze chodziła w dni poprzedzające start i na rozprężalni. A po wejściu na główną arenę strasznie się zdekoncentrowała, zaczęła widzieć wszystko dookoła. Nie mogła skupić się na wykonywaniu programu, elementach technicznych. Po powrocie do domu muszę koniecznie coś z tym problemem zrobić – powiedział nam po swym przejeździe zawodnik. Paweł Warszawski miał bardzo trudne zadanie do wykonania, bo tak się złożyło, że startował w gronie tych najlepszych. Sędziowie mieli też za sobą niemal hurtowe wystawianie 10. Hatteria pokazała bardzo dobrą pracę w kłusach i stępach. Utrata równowagi w galopie to był jeden z niewielu minimalnych błędów, jakie Paweł popełnił. Przejazd był równy, jeździec prezentował dobrą postawę w siodle i poprawne użycie pomocy. Mimo późniejszych pozytywnych komentarzy sędziów program oceniono zaledwie o 0,1 pkt wyżej niż Ostlera i Hatteria do próby krosu przystępowała z 42. pozycji.
Na szczególne uznanie zasługuje niemiecka publiczność. Im bliżej było ostatnich przejazdów, zapełniały się trybuny wokół czworoboku. Ujeżdżenie oglądało blisko 12,5 tys. widzów i to oglądało świadomie. Niewidoczne dla laika błędy były natychmiast przez nich wychwytywane i czasem słychać było szmer rozczarowania lub zachwytu. Świetne przejazdy były nagradzane gromkim aplauzem. Piątkowe poranne przejazdy zaostrzyły apetyt widzów. Frank Ostholt otrzymał 10 za wjazd i ostatnie zatrzymanie. Fantastyczny galop wyciągnięty, jaki zaprezentował Little Paint, też nie miał sobie równych. Poziom rósł z przejazdu na przejazd. Później na czworobok wjechała Ingrid Klimke na FRH Butts Abraxxas, z trudnym zadaniem wyznaczonym jej przez Hansa Melzera, który polecił jej zrobić czworobok na 29 pkt. Po tym, jak na tablicy świetlnej ukazującej na bieżąco oceny od sędziów pojawiły się trzy 10 za zatrzymanie poprzedzające cofanie, nikt nie miał wątpliwości, że uda jej się to osiągnąć. Końcowy wynik to 30 pkt i pierwsze miejsce. Bliski powtórzenia sukcesu z Kentucky był Włoch Stefano Brecciaroli na Apollo van de Wendi Kurt Hoeve. Koń ten jest obdarzony niesamowitym ruchem w kłusie, galop na czworoboku może był mniej rzucający się w oczy, ale za to w próbie terenowej widać było, z jaką lekkością Apollo połykał kolejne metry trasy. Wynik 35,80 pkt (o 0,3 gorszy od ubiegłorocznego) dał tej parze ostatecznie 6. lokatę. To też pokazuje, w jak doskonałej formie są Niemcy, w Kentucky był przecież wiceliderem. Dwóch ostatnich zawodników popełniło identyczny błąd. Cool Mountain Williama Fox-Pitta całą przekątną przeznaczoną na kłus pośredni podgalopowywał. Presji nie wytrzymał też La Biostetique Sam FBW Michaela Junga i zagalopował w tym samym ruchu. Później jednak zawodnicy opanowali konie i dalszą część programów wykonali poprawnie. – Wydaje mi się, że to wpływ presji i atmosfery wokół czworoboku. Konie mimo dobrego kontaktu i zaufania do jeźdźca demonstrowały w ten sposób swoje zdenerwowanie. To, że obaj są tak wysoko, zawdzięczają doświadczeniu. Po prostu zbierają punkty, później konie się zrelaksowały i zaczęły otrzymywać ósemki. Jak spojrzy się na te programy jako na całość, były bardzo dobre. Obniżyliśmy im tylko oceny za posłuszeństwo – powiedziała Anne-Mette Binder. Brytyjczyk zajął dopiero 17. miejsce z wynikiem 42,70 pkt, ale Michael drugie – 33,30. O tym, jak wysoki poziom prezentowali Niemcy, świadczy też nie tylko fakt, że aż 5 z nich znalazło się w pierwszej 10: Klimke, Jung, Frank Ostholt i debiutująca jako członek ekipy Sandra Auffahrt na Opgun Luovo na prowadzeniu i Dirk Schrade z King Arthusem z 8. lokatą. Chyba po raz pierwszy w historii wynik ekipy był poniżej 100 pkt karnych – 98,70. Kolejnymi drużynami byli Brytyjczycy i Włosi. – To wielki honor móc sędziować zawody na takim poziomie. To niesamowite, że w pierwszej dziesiątce mamy zawodników, którzy nie wchodzą w skład drużyny. Dla mnie to dowód na to, że standard ujeżdżenia generalnie jest niezwykle wysoki – powiedziała Anne-Mette. Wszyscy zawodnicy podkreślali jednak, że pozostały jeszcze dwa dni rywalizacji, a pokonanie próby terenowej kapitana Marka Phillipsa na czysto i w normie czasu będzie nie lada wyzwaniem. – Gospodarz Toru wybudował fantastyczną trasę. […] Kros jest bardzo fair i zachęcający do skakania. Będzie wymagał od nas koncentracji, ale wywołuje pozytywne emocje – mówiła Mary King.
Trasa krosu budziła respekt, ale widać było, że jej budowniczy chciał każdemu dać szansę na jej ukończenie. Z tego powodu najtrudniejsze kombinacje miały wersje alternatywne. Nawet potężny okser po pierwszej wodzie był oznakowany jako AB i jeźdźcy mogli zamiast niego skoczyć dwie skrzynie, ale nikogo jednak jego maksymalne wymiary nie odstraszyły. Dodatkowym utrudnieniem był stan podłoża. W piątkową noc nad region nadciągnęły przerażające czarne chmury i całą noc szalała burza i ulewa. Przygalopowanie na metę w normie czasu okazało się zadaniem wykonalnym tylko dla ośmiu par. Niesprzyjająca aura nie odstraszyła widzów, którzy zjawili się w Luhmühlen tłumnie. Wedle szacunków organizatora, było ich ok. 26 tys. Można było odnieść wrażenie, że prawie każdy z publiczności zabrał ze sobą psa. Podziwialiśmy nie tylko przedstawicieli ras znanych i nieznanych, ale też masę kundli i kundelków. Gościnny organizator pamiętał również o potrzebach czworonogów. Miski z wodą były rozstawione niemal wszędzie. Kros na pierwszy rzut oka nie należy do tych „nowoczesnych”, gdzie z jednego miejsca widać wszystkie przeszkody. Kręta trasa wiedzie przez lasy i łąki, ale organizatorzy tak fantastycznie przygotowali skróty dla publiczności, że przechodzenie od jednego kompleksu przeszkód do drugiego odbywało się błyskawicznie. Ci, którzy nie chcieli chodzić, mogli oglądać zmagania zawodników na telebimach rozstawionych przy licznych stoiskach garmażeryjnych.
Łukasz Kaźmierczak jechał bez problemów do czwartej przeszkody wodnej. Były to dwa niedźwiedzie łowiące ryby przy kłodach. I tam Ostler zanotował jedno wyłamanie. Ale i tak przyjechał na metę z mniejszym spóźnieniem niż jego koledzy z drużyny. – Dzisiejszy kros był najbardziej fair, jakie miałem okazję jechać na mistrzostwach Europy. W Fontainebleau był bardzo nieprzyjemny dla koni. Ten był bardzo dobrze zbudowany, ale jednocześnie wymagający. Trzeba było mocno jechać w kombinacjach. Myślę, że to była główna trudność tego krosu. Deszcz, który padał w nocy i przez pół dnia, dużo zmienił. Parę upadków było spowodowanych złym podłożem i ono z pewnością utrudniło przybycie w czasie niektórym koniom słabszym fizycznie. W ostatnią kombinację wodną wjechałem precyzyjnie, ale było dość dużo wody i Ostler słabo odpowiedział na moją reakcję. Dystans do tej drugiej kłody zrobił się nam zbyt daleki. To dlatego się zatrzymał. Do wyłamania byłem 15 sekund przed czasem. Ostler to koń, który bardzo dobrze galopuje, ale później nie goniłem go, bo nie chciałem go niepotrzebnie męczyć. Jedną z najtrudniejszych przeszkód były dla mnie te kornery na początku, 9 i 10, pozostałe przeszkody były w porządku. Zdecydowałem się tylko na jedną alternatywę, tam na Rollexie (potężny szwed i dwa wąskie fronty po łuku – przyp. red.) – podzielił się swymi wrażeniami zawodnik. Reprezentanci Walewic przejechali kros na czysto, ale z dużym, ponad półtoraminutowym spóźnieniem. Obaj startowali już pod koniec krosu, gdy deszcz i poprzedzające ich konie skutecznie pogorszyły stan podłoża. Marcin Michałek dodatkowo jechał w ulewnym deszczu. Ledwo było widać, jak pewnie pokonuje kolejne przeszkody. Kros jest mocną stroną Magnolii. – Wydaje mi się, że podłoże i warunki atmosferyczne nie pozwoliły szybciej jechać. Poza tym kros był niezwykle wymagający i od strony technicznej i siłowej od konia. Pierwsza woda (port przeładunkowy dla barek z solą – przyp. red.) była trudna, jeśli chodzi o odległość między 5a i 5b, tam było 19,5 metra. Postanowiłem pojechać to na 5 foule, tak założyłem i dobrze wyszło. Co prawda taką odległość w krosie powinno się rozliczać na 4 foule, ale ja jeżdżę Magnolię od samego początku, znam ją i ta decyzja była lepsza. Rollex był bardzo trudny. Zresztą świadczy o tym 80% koni, które jechały go objazdem. Poza tą kombinacją wszystko jechaliśmy na wprost. Drugą wodę (kompleks herbaciany sponsora zawodów – przyp. red.) skakaliśmy prawą stroną, było o dwa skoki więcej, a trwało tylko 5-7 sekund dłużej – opowiedział nam Marcin. Część ekip została zdekompletowana, również te na prowadzeniu. Andreas Dibowski zupełnie niespodziewanie rozstał się z koniem na czwartej przeszkodzie wodnej. – Wciąż nie jestem w stanie dokładnie wyjaśnić, dlaczego zetknęliśmy się z przeszkodą. Miałem dobre przeczucie, dobre tempo, odległość pasowała i Fantasia sprawiała się dobrze w dystansie. Nie była zmęczona, ale z jakiegoś, niejasnego dla mnie powodu, nie dokryła do końca oksera. W efekcie wylądowała na stawie nadgarstkowym. Próbowałem to wysiedzieć, myślałem, że podniesie głowę do góry, ale po kilku sekundach przewróciła się na bok – powiedział później jeździec. Bardzo nieprzyjemny upadek miała też Mary King. Jej Imperial Cavallier zbyt daleko zdjął się do skoku przed filiżanką na kombinacji Meßmera i zrobił salto. Na szczęście tylko groźnie to wyglądało i zawodniczka wraz z koniem zeszła z trasy o własnych siłach. Jadący jako przedostatni William Fox-Pitt, też kilka razy o mały włos uniknął eliminacji, zawsze jednak w ostatniej chwili udawało mu się wyratować. Dwa pierwsze miejsca nie uległy zmianie. Na trzecim znalazła się Sara Algotsson-Ostholt na Wedze, która przejazdem w czasie zepchnęła swego męża dwa oczka niżej. Nasi zawodnicy nieco awansowali: Ostler – 41., Magnolia – 53., a Hatteria spadła na miejsce 44. Drużynowo prowadzili dalej Niemcy przed Brytyjczykami, na trzecie miejsce wskoczyli Francuzi. O ile gospodarze mieli nad rywalami dużą przewagę, to walka o srebro i brąz miała rozstrzygnąć się na parkurze. Przed końmi był jednak jeszcze przegląd.
Jak ważna i zarazem kontrowersyjna to próba doświadczył na swej skórze Łukasz. Ostler był nieco sztywny i dla naszego zawodnika te mistrzostwa zakończyły się w niedzielny poranek. A dwa inne konie, prezentujące się znacznie gorzej od niego, zostały zaakceptowane. Dzięki tej niezrozumiałej decyzji sędziów nasza ekipa powiększyła swój dorobek punktowy o 1000 pkt i spadła na ostatnie miejsce. Na parkurze aż 33 pary popełniły błędy, w tym obaj Polacy. Magnolia i Hatteria strąciły przeszkodę nr 4 – okser Rollexa, a Magnolia dodatkowo pierwszy człon ostatniego szeregu. Była to trudna kombinacja, bo przed nią konie skakały przez największą przeszkodę na tym parkurze – duży okser (130 x 145) reklamujący organizatora kolejnych mistrzostw – Malmö. Skok był oddawany w stronę wyjścia i konie mogły się czuć zaskoczone tym, że jeździec każe im skręcać po nim w lewo, gdzie wyrastał przed nimi szereg dwóch stacjonat pomalowanych w niemieckie barwy narodowe, pod nimi ułożono po skosie dwa okrągłe liverpoole – do takiego kształtu konie WKKW nie są przyzwyczajone. Magnolia przekraczając normę czasu o 5 sekund, znalazła się ostatecznie na 48. miejscu, a Hatteria na 43. Każdy z walczących o srebrny medal członków drużyny brytyjskiej zaliczył po jednej zrzutce. Francuzi za to pojechali na czysto i sprawa medali się wyjaśniła. Złoto dla Niemiec, srebro dla Francji i brąz dla Wielkiej Brytanii. Walka o medale indywidualne trwała do ostatnich sekund. Frank Ostholt i Sandra Auffahrt pokonali parkur bez punktów karnych i wyglądało, że kolejność na podium będzie następująca: Klimke – Jung – Algotsson. Niestety, Sara na ostatnim szeregu nie porozumiała się z Wegą, która odbiła się zbyt daleko, drąg spadł jej pod nogi i nie dała rady skoczyć drugiej stacjonaty. Czas zatrzymano i Sara pożegnała się z medalem, otrzymując 8 pkt za skoki, 10 za przekroczenie normy czasu i spadając na miejsce 12. Drużyna szwedzka mogła jednak świętować zdobycie kwalifikacji olimpijskich, ale Sara, jak powiedział później jej mąż, była zupełnie przybita. Michael Jung pojechał koncertowo, ale chyba nie liczył na złoto. Jednak FRH Butts Abraxxas Ingrid Klimke nie miał swojego dnia. Trzy pierwsze przeszkody pokonał bez problemów, ale później spadł drąg z Rollexa i kolejne dwie pojedyncze przeszkody, pierwszy i ostatni człon 7 i w końcu ostatni, ażurowy okser w barwach FEI, w sumie 24 pkt karne. Tak więc wszystko stało się jasne – całe podium dla Niemców. Na najwyższym stopniu stanął praktycznie niepokonany od kilku sezonów Michael Jung, niżej debiutująca w drużynie, 25-latka z Warendorfu, Sandra Auffahrt i na trzecim Frank Ostholt. W przyszłym sezonie czeka nas olimpiada – ciekawe, czy i tam Jung sięgnie po złoto?