Tekst: Paweł Gocłowski Foto: Piotr Filipiuk
Jedyny klasowy koń w polskim treningu – trzyletni INTENS (Belenus – Inicjatywa po Juror i Inwazja po Who Knows i Irlandia po Dakota) hodowli i własności Romana Piwko, prowadząc od startu, po raz kolejny potwierdził swój nieprzeciętny talent i niepodlegający kwestii prymat, wygrywając dowolnie o 5 długości najpoważniejszy dystansowy porównawczy sprawdzian sezonu – Wielką Warszawską. Podopieczny trenera Krzysztofa Ziemiańskiego z czeskim dżokejem Tomášem Lukáškiem w siodle okrasił swój kapitalny występ nowym rekordem bieżni na 2600 m – 2’40.3”. Tegoroczną postawą ten delikatny i niezbyt urodziwy, ale wyjątkowo głęboki, obdarzony długą, efektywną akcją w galopie, kasztanowaty ogier przywołał z pamięci obraz wygranej Dixielanda (Conor Pass – Dostojna po Dorpat i Dorquina po Aquino), który po czerwono-żółtą szarfę sięgnął w tym samym stylu i z identyczną przewagą w 1980 r. Dwadzieścia pięć lat później ostatni z jego dzielnych synów, również wychowanek Stadniny Koni Widzów – San Luis (od Santa Monika po Who Knows i Sonora po Dakota), bardzo łatwo (o 4 ½ długości) zwyciężył w Wielkiej Warszawskiej w rekordowym wówczas czasie 2’41.5”. Teraz Intens poprawił ten wynik o ponad sekundę i dołączył do starszego półbrata Dixielanda – Dipola (po Antiquarian) oraz jego krajanki – klasowej Dżamajki (Juror – Dżamira po Rutilio Rufo i Dżamina po Dixieland), które swoje tytuły zdobywców Potrójnej Korony potrafiły wzbogacić wygraną w tym samym sezonie Wielką Warszawską. Być może zbiegiem okoliczności jest fakt, że cała trójka to konie maści kasztanowatej.
Nie jest jednak kwestią przypadku to, że w najważniejszych dystansowych gonitwach konie krajowej hodowli zdecydowanie górują nad importami. Wprawdzie drugi na celowniku trzyletni Camerun urodził się w Irlandii, ale pozostałe miejsca płatne w komplecie zajęli reprezentanci polskiej hodowli – derby-generacji ogiery: strzegomski Mały Kapral (hodowli POL -KAUFRING Sp. z o.o.) i golejewski Iwonicz oraz rok starsza klacz Kardinale (również hodowli SK Golejewko). Bez miejsca pozostały natomiast: urodzony w Stanach 4-letni Sarsen, importowana z Wysp Brytyjskich 3-letnia Electra Deelites, jej rówieśnik Soley (hodowli Tadeusza Sobierajskiego), zwyciężczyni Oaks – Hortensja (hodowli Jarosława Szmyta), 4-letni „jankes” Leopolis oraz drugi z outsiderów – 5-letni Sokół (wyhodowany i trenowany przez Franciszka Wołoszyna). Z olbrzymią stratą do tego ostatniego minął celownik 6-letni Ruten. Amerykańskiej hodowli derbiście z 2008 r. sił starczyło mniej więcej do połowy drugiego zakrętu. Już pod koniec sierpnia w St. Leger naprawdę żal było patrzeć, jak ten dzielny koń dociera do mety ostatni, w odstępie za stawką, przegrywając nawet z liderem Intensa. Niestety, teraz obraz był dalece bardziej przykry. Na szczęście nie wszyscy traktują konie przedmiotowo i są właściciele, trenerzy oraz opiekunowie, którzy potrafią pięknie podziękować swoim czworonożnym bohaterom za wyścigowe sukcesy, jakie dzięki nim osiągali. Najlepszym przykładem jest bezprecedensowe tegoroczne pożegnanie wyjątkowego flyera – Green Maestro po Nagrodzie Syreny, którą wygrywał pięciokrotnie w latach 2006-2010.
Zarówno sportowe, jak i te pozawyścigowe atrakcje Wielkiej Jesiennej Gali oraz co niezbyt częste o tej porze roku – słoneczna pogoda i pięknie błękitne niebo przyciągnęły na służewiecki tor ok. 8 tys. widzów. Wynik naprawdę godny odnotowania. Gonitwy w zdecydowanej większości były widowiskowe, a rozstrzygnięcia nierzadko zaskakujące, więc wypłaty w zakładach wzajemnych z pewnością usatysfakcjonowały gości z hazardową żyłką. Idea Derby Gali i Wielkiej Jesiennej Gali – dwóch głównych mityngów dla koni pełnej krwi – wprowadzona została do programu w sezonie 2007 i sprawdza się znakomicie. Tym większa szkoda, że tegoroczne najważniejsze wydarzenie wyścigowej jesieni nie odbyło się w ostatnią niedzielę września. Wówczas nie tylko program gonitw byłby atrakcyjniejszy, tak jak miało to miejsce w poprzednich latach, ale i aura jeszcze lepsza. Może organizatorzy, którym – mimo kilku niedociągnięć – należą się duże słowa uznania i pochwała, wezmą tę sugestię pod uwagę w przyszłym roku?
Wielka Warszawska zgodnie z oczekiwaniami była zatem teatrem jednego aktora – sukcesora talentu wspaniałej Liry, urodzonego równo 100 lat po niej – Intensa. Zaryzykuję twierdzenie, że w tegorocznej formie lider rocznika, w którym ogiery zdecydowanie górują talentem nad klaczami, mógł powalczyć o dobrą lokatę w wyścigu Pattern (np. niemieckim St. Leger) i troszkę szkoda, że nie podjął wyzwania, bo nie uda nam się ocenić skali jego faktycznych możliwości. W wieku 4 lat o takie sukcesy zwykle trudniej, bo trzeba pod wyższą już wagą wieku rywalizować z bardziej doświadczonymi, nierzadko starszymi, zaprawionymi w tego typu bojach przeciwnikami, a w drugiej połowie sezonu także z korzystającymi z ulgi wagi przedstawicielami kolejnej derby-generacji.
W rolach drugoplanowych wystąpiły w Wielkiej Warszawskiej: urodziwy Camerun i trio trenera Walickiego – Mały Kapral, Iwonicz i Kardinale. Pierwszy wykorzystał fakt, że startował z pozycji czarnego konia gonitwy – bez żadnej presji. Dobrze przeprowadzony, zademonstrował niezły finisz, chociaż na prostej sprawiał jeźdźcowi sporo kłopotu, wyraźnie zbaczając w lewo ku barierze, co niestety zdarzało mu się również we wcześniejszych występach. Pięć długości za nim pojedynek o trzecie miejsce stoczyły imponujące formą od wiosny do jesieni: harmonijny, nieduży, ale bardzo waleczny Mały Kapral oraz ambitny i zdolny krewniak Intensa, starający się dotrzymać mu kroku w dystansie Iwonicz. Ta odważna taktyka kosztowała go trzecią lokatę (przegrał o łeb), ale tego dnia więcej zdziałać raczej nie był w stanie. Najlepszy starszy koń tegorocznych zmagań – Kardinale w padoku nie zachwycała, ale jak zawsze dała z siebie wszystko i straciła do „kolegów” 1 ¼ długości. Jestem przeciwny pozostawianiu w treningu klaczy, które po dwóch sezonach (w wieku 2 i 3 lat) zostały już starannie sprawdzone, zwłaszcza poza grupami, i mogłyby wrócić z toru do stada. Kardinale miała wprawdzie więcej szczęścia od swojej matki Kornelii (czterolatka musiała rywalizować z ogierami Galileo, Country Club, Delano i Almanzor), bowiem najgroźniejsi oponenci z jej grupy wiekowej borykali się z kontuzjami na długo przed rozpoczęciem sezonu (Infamia, Dżulietto, Hipoliner, Jovellanos, Zico) bądź ulegali im w jego trakcie (Dancing Moon, Invisible Dubai, Ruten czy Golden Tirol). Brak konkurencji sprawił, że wygrała (z trudem) najważniejsze starcie (Prezesa Totalizatora Sportowego). Nie dysponuje jednak specjalnymi warunkami fizycznymi, więc wyższa waga wieku działała w tym sezonie na jej niekorzyść i właściwie poza Nagrodami Golejewka oraz Kozienic (tu ofensywniej przeprowadzona powalczyłaby, myślę, nawet o wygraną) nie przypominała niestety siebie sprzed roku.
W pozostałych rolach obejrzeliśmy w Wielkiej Warszawskiej Sarsena, którego od córki Belenusa (przychówek tego reproduktora zajął miejsca: pierwsze, czwarte i piąte) dzieliło aż 7 długości, ale za pożytecznym ogierem (¾ długości) minęła celownik najlepsza trzyletnia klacz rocznika – Electra Deelites. Dysponująca tzw. krótkim rzutem, szczera i solidna wicederbistka, której domeną wydają się raczej dystanse średnie, po raz pierwszy w karierze nie zmieściła się „w porządku”, ale też po raz pierwszy ścigała się na tak długim dystansie i przeciw koniom starszym, a dopiero po raz trzeci w karierze przeciwko ogierom. Niezły, ale tylko grupowy Soley stracił do niej 3 długości, wyprzedzając o tę samą odległość drugą trzylatkę rocznika Hortensję. Zdecydowanie najlepiej czująca się na froncie gonitwy klacz, w pierwszym tegorocznym starciu z ogierami nie potrafiła wytrzymać warunków, jakie podyktował Intens (nota bene nie tylko ona) i osłabła na ok. 450 m przed metą. Dziesiąty, ze stratą 1 ¾ długości, był chwytający za oko, pożyteczny, choć bez klasy Leopolis, a jedenasty, tracąc 4 długości, Sokół. Ruten (daleko ostatni) statystował.
Rozkład tempa na poszczególnych odcinkach (8.2 – 30.1 – 31.6 – 30.8 – 29.7 – 29.9) pokazuje nie tylko, jak selekcyjnym testem była tegoroczna Wielka Warszawska, ale też jak trudnym i wymagającym przeciwnikiem jest zwycięski Intens. A kto był i na własne oczy widział ten jedyny w swoim rodzaju spektakl, będzie miał co wspominać. Nie każde przedstawienie jest tak samo dobre, a to było doskonałe.