Nie gardź sobą, że bitwę przegrałeś. Trzeba pewnej siły, by się zapędzić tam, gdzie się bitwy przegrywa.
Henryk Elzenberg
Tekst: Marzanna Herzig
Foto: Piotr Filipiuk
Marta jest bardzo dobrą zawodniczką. Dla swojego klubu zdobyła już wiele trofeów, a jedna ze ścian w jej pokoju jest całkowicie zapełniona zdobytymi flo, pucharami i dyplomami. Marta bardzo dba o swoje konie: są zawsze wyczyszczone, a ich boksy wypełnia świeża, czysta słoma. Dba także o własny wygląd. Zresztą czuje, że jest bardziej zmobilizowana i lepiej jej się pracuje, gdy jej strój jeździecki jest czysty. Bo Marta niezwykle sumiennie pracuje na treningach. Trenerka mówi, że gdyby miała cztery takie osoby w klubie, to wygrywałaby z wszystkimi innymi klubami w Polsce! Tak więc Marta jest silnym punktem swojego klubu. Wydawać by się mogło, że Marta „ma się, jak pączek w maśle”. Ale… Marta bardzo starannie ukrywa, że prawie w ogóle nie odczuwa radości z dobrze przeprowadzonych treningów czy wysokich not uzyskiwanych na zawodach. Nawet wtedy, gdy trenerka ją chwali za świetnie wykonany element, Marta słyszy wewnętrzny głos: „Nie widziała, że w ostatniej chwili zmieniałam nogę! To było szarpanie, a nie płynna zmiana!”. Gdy po powrocie z czworoboku chwalą ją kibicujący jej koledzy i koleżanki, w jej głowie kotłują się wyrzuty: „To było beznadziejne! To cud, że sędziowie nie zauważyli, jak się męczyłam! Znowu nie pojechałam tak jak powinnam”. I choć uśmiecha się z wdzięcznością i dziękuje za pochwały, ten wewnętrzny głos odbiera jej radość i tłamsi piękne chwile. Gdy wraca po zawodach do domu, ten sam wewnętrzny głos wypomina jej najdrobniejsze błędy: „W ogóle nie potrafię tego programu. Cały czas nawalam. Gdybym się naprawdę skupiła, to może zrobiłabym wynik. Ale ja nie potrafię się skupić nawet na te kilka minut!”.
Historia Marty nie jest wyjątkowa. Niestety, wiele osób nie może odczuwać pełni radości i zadowolenia z różnych swoich działań, ze swoich osiągnięć czy ze swojego wyglądu, bo w ich głowach rezyduje wewnętrzny głos, który specjalizuje się w krytykowaniu wszystkiego (albo prawie wszystkiego), co robią, do czego dążą, jak wyglądają itd. Ten głos to Wewnętrzny Krytyk, który potrafi wszystko obrzydzić, wykrzywić, zdewaluować. Głos, który tkwi w naszych głowach „od zawsze”, który odzywa się niezależnie od wagi zadania, które wykonujemy i dlatego uważamy go za część siebie. Niestety, dość często ten permanentny krytyk jest uważany przez nas za nasze prawdziwe „ja”. Odbiera nam radość, niszczy poczucie własnej wartości, rozbija w pył poczucie pewności siebie, a jednak jego moc jest tak duża, że pozwalamy mu funkcjonować. Skąd pochodzi jego siła?
Zadaniem naszego Wewnętrznego Krytyka jest pomóc nam w staniu się lepszym, w osiągnięciu sukcesu życiowego, zdobyciu jak największej ilości przyjaciół i jak najcenniejszych trofeów. W tym właśnie celu stale nas krytykuje, wypomina najdrobniejsze potknięcia, niedoskonałości i niedoróbki. Nie ma dla niego dość dobrze wykonanego zadania, wystarczająco atrakcyjnego wyglądu, odpowiedniego zachowania, dobrze podjętej decyzji. Zawsze znajdzie jakiś błąd i czym prędzej go wytknie. „Wyglądasz na koniu jak manekin, dlatego wszyscy tak na Ciebie patrzą!”, „Po tylu powtórkach już nawet małpa zrobiłaby to poprawnie, a Ty co?”, „Jak mogłeś od razu nie zobaczyć, że to niewykonalne?”, „Jesteś nudna, kto by chciał się zadawać z nudziarą!” – to tylko niektóre z form stosowanych przez Wewnętrznego Krytyka. Nie dopuszcza popełniania błędów, natychmiast rzuca się na nas ze słowami: „Jak mogłaś tak zrobić?” albo „Nie powinienem tego mówić!” i czujemy się strasznie, a błąd staje się niewybaczalnym występkiem przeciw doskonałości. A przecież wiemy, że nie jest możliwe życie i działanie bez popełniania błędów. Rozumiemy, że doskonałość jest ideą, stanem, do którego możemy się tylko zbliżać, a nigdy osiągnąć. A jednak przeżywamy rozczarowania sobą albo oczekujemy od siebie niemożliwego.
Ten wewnętrzny głos krytyczny ma taki plan, że gdy nie dopuści żadnej niedoskonałości, to nasze życie w rezultacie będzie lepsze, będziemy lepiej funkcjonowali, więcej zarabiali, mieli więcej przyjaciół, cenniejsze pasje itd. Zasadniczo plan jest prawidłowy: dobra, konstruktywna krytyka chroni nas przed powtarzaniem starych błędów, przed nieuzasadnionym samozadowoleniem, przed zgadzaniem się na minimum czy bylejakość. Mobilizuje do działania, jest stymulatorem rozwoju. Ale nadmierna aktywność wewnętrznego krytyka nie tylko nie czyni naszego życia lepszym, ale powoduje, że staje się ono wręcz nieznośne, ciężkie, nie do wytrzymania. Permanentna wewnętrzna krytyka prowadzi do zahamowania aktywności, odbiera sukcesy, odziera życie z radości, utrudnia – a czasem nawet uniemożliwia – kontakty z innymi. Zabija kreatywność i odwagę działania: przecież i tak to, co się wymyśli czy zrobi, będzie do niczego. Prowadzi do dramatycznego obniżenia poczucia własnej wartości, bo jak może o sobie dobrze myśleć osoba, która niczego nie robi dobrze i na dodatek fatalnie wygląda? Wywołuje niszczące poczucie wstydu: nic nie jest w człowieku dobre, wszystko wymaga zmiany, więc najlepiej ukrywać się przed światem. Wszystkie te działania razem mogą stanowić tak duże obciążenie emocjonalne, że spowodują wycofanie się danej osoby z życia, utratę zdolności do przeżywania radości i przyjemności, a nawet rozwinięcie się depresji. Czy można zapobiec temu procesowi, opanować siłę Wewnętrznego Krytyka?
Zadaniem Wewnętrznego Krytyka jest uczynienie nas lepszymi i wypełnienie sukcesami naszego życia. Komu w naszym życiu, jako pierwszemu i jednocześnie najbardziej, zależało i zależy na tym, abyśmy byli doskonali, lubiani i odnosili sukcesy? Oczywiście rodzicom! To oni jako pierwsi mówili: „Garbisz się i wtedy okropnie wyglądasz!”, „Jakbyś się postarał(a), to wygrał(a) byś ten konkurs!”, „Nie potrafisz zapamiętać nawet prostego programu!”. To ich słowa zapamiętał i powtarza nasz wewnętrzny głos. Obok rodziców powołali go do życia także inni ludzie z naszego otoczenia: ważni członkowie rodziny, nauczyciele, katecheci, trenerzy. Czyli wszyscy ci, których zdanie miało i ma dla nas znaczenie, którzy wyznaczają standardy zachowań, stoją na straży praw i obowiązków. Celem rodziców i innych naszych nauczycieli było nasze dobre wychowanie. Dlatego zawzięcie tropili nasze niedoskonałości i błędy w nadziei, że każda krytyczna uwaga przyczyni się do naszego rozwoju i stawania się lepszym. Ale od momentu ukończenia drugiego roku życia bycie krytykowanym przez innych – zwłaszcza publicznie, a rodzicom często zdarza się właśnie publicznie głośno „punktować” swoją pociechę – powoduje przeżywanie wielu trudnych emocji, wywołuje żal, poczucie mniejszej wartości, wstyd i zażenowanie. Dlatego aby tych przeżyć w przyszłości uniknąć, stopniowo wykształcamy w sobie wewnętrzny głos, który powtarza nam zapamiętane uwagi, uprzedzając ewentualną krytykę z otoczenia. I potem ten głos staje się integralną częścią nas samych, bywa nawet utożsamiany z całym „ja”. Gdy stanie się zbyt silny i wszechwładny, trudno go oddzielić od siebie. Zatem aby rzeczywiście się rozwijać, trzeba ograniczyć siłę Wewnętrznego Krytyka. Zajmiemy się wyeliminowaniem niszczącego wpływu Wewnętrznego Krytyka na poczucie przyjemności i satysfakcji płynącej z uprawiania sportu jeździeckiego. Oczywiste jest, że nie można oddzielić sytuacji sportowych od całości życia danego człowieka, ale opanowanie ekspansywności krytyka w tej jednej dziedzinie może być dobrym początkiem do zapanowania nad nim w ogóle, a na pewno pozwoli na doznawanie większego zadowolenia z uprawiania jeździectwa. Trzeba także pamiętać, że zapanowanie nad naszym krytycznym głosem może trochę potrwać. Im dłużej bowiem panoszył się w nas swobodnie, tym stał się silniejszy, więc jego ograniczenie i wyciszenie wymagało będzie nieco czasu i wysiłku. Ale zdecydowanie warto!
Pierwszym krokiem jest zidentyfikowanie swojego Wewnętrznego Krytyka i usłyszenie jego głosu. Dobrze będzie spisać sobie na kartce ważne pytania i wszystkie odpowiedzi na te pytania, które będą pojawiały się z czasem. Oto ważne pytania:
1. Kiedy jest najbardziej aktywny? W domu (gdy analizuję trening czy zawody); w czasie trwania treningów; czy podczas zawodów (na rozprężalni, podczas przejazdu czy po jego zakończeniu)?
- W jakich sytuacjach się odzywa: gdy nie mogę się skoncentrować lub utracę koncentrację; zareaguję emocjonalnie; popełnię „głupi” błąd; nie radzę sobie z jakimś elementem czy jeszcze w innych?
- Jakich najczęściej słów używa: to był błąd; znowu to zrobiłeś(łaś); jak mogłeś(łaś); ty ofermo; nie powinieneś; tylko na tyle Cię stać; innych?
- Jak często w ciągu dnia czy tygodnia mnie atakuje?
- Jak się czuję po usłyszeniu tego głosu: czuję wstyd; mam ochotę się schować w najciemniejszą dziurę; jestem na siebie wściekły(a); mam ochotę się ukarać; na nic już nie mam ochoty; czuję żal, nie wiem do kogo; mam podcięte skrzydła i inne?
- Następnie trzeba rozpoznać, czyje to są słowa? Matki, ojca, dawnego trenera, nauczyciela ze szkoły, kogoś innego?
Ostatnim krokiem będzie przyjrzenie się, jednej po drugiej, zapisanym kwestiom i kolejno eliminowanie nieuzasadnionych uwag lub generowanie odmiennych stwierdzeń. Można to zrobić z kimś bliskim, komu się ufa, kto pomoże wychwycić te niesłuszne, nadmiernie krytyczne stwierdzenia. Kto pokaże nam, że nie musimy tak się dręczyć, popierając swoje rady argumentami. Kto da nam emocjonalne oparcie, abyśmy zmniejszyli nieco ilość warunków, jakie sobie stawiamy, aby zaznać szczęścia i zadowolenia.