Tekst: Jaśmina Bielewicz Foto: Katarzyna Piechocka
Na polskich drogach coraz częściej widuje się bukmanki czy koniowozy z naklejkami „konie sportowe”, a i samo zachowanie innych kierowców wobec takich pojazdów uległo znacznej poprawie. Szczególnie w sezonie letnim jeźdźcy dużo podróżują ze swoimi podopiecznymi – a to na zawody, a to na pławienie koni w pobliskim jeziorze czy na wakacje na wsi lub w profesjonalnym ośrodku sportów konnych. Coraz popularniejsze staje się także uczestnictwo w szeroko organizowanych klinikach, czyli zjazdach z autorytetami jeździectwa z Polski, jak i zza granicy, we wszystkich dyscyplinach, w celu poprawy swoich umiejętności i osiągnięcia lepszych wyników pary. Wiele się dzieje w kręgach jeździectwa naturalnego, organizowane są różnego rodzaju kursy treningu czy masażu. Słowem wyjazd z koniem stał się znacznie bardziej dostępny dla każdego jeźdźca niż kilkanaście lat temu, bo odpowiedzią na szeroką ofertę imprezową świata jeździeckiego jest powstawanie coraz to nowych firm świadczących usługi transportu koni.
Coraz częściej można także spotkać tak zwany ambulans weterynaryjny lub pogotowie weterynaryjne, czyli osoby świadczące usługi transportowe przez 24 godziny na dobę, aby np. w razie kolki można było w każdej chwili przewieźć chore zwierzę do kliniki. Oczywiście koszt takiej nocnej taryfy jest znacznie wyższy niż w przypadku standardowej, zamówionej wcześniej trasy. Dodatkowo wielu przewoźników życzy sobie, aby właściciel konia podpisał oświadczenie o tym, że jest właścicielem zwierzęcia oraz o świadomości konsekwencji, jakie mogły by wyniknąć z przewozu, załadunku i rozładunku chorego zwierzęcia do kliniki, z możliwością zgonu włącznie. Ma to wykluczyć obciążenie odpowiedzialnością karną samego kierowcy, który działa jedynie na wyraźne zlecenie właściciela konia.
Porządna firma transportowa powinna każdemu końskiemu klientowi zapewnić czyste miejsce w sprawnym samochodzie lub przyczepie, z antypoślizgową podłogą, najlepiej posypaną pod tylnymi nogami niewielką ilością trocin. Dodatkowo każdy koń powinien mieć do dyspozycji uwiąz transportowy, najlepiej taki z łańcuszka oplecionego gumą, krótko zapiętego do kantaru, aby koń nie miał możliwości przemieszczania się ani zaplątania nigdzie nogi. Dodatkowo mile widziana jest zawieszona siatka lub torba z sianem, która zajmie zwierzęta jedzeniem na czas podróży. Wszystkie sprzęty do przewozu, jak: kantar, ochraniacze nóg, ogona – powinien mieć swoje ze sobą właściciel konia. Dodatkowo, jeśli wiemy, że nasz podopieczny gryzie inne konie, stojąc obok w przyczepie, kopie jak szalony czy ma problemy z równowagą w trakcie jazdy – to do nas należy poinformowanie o tym przewoźnika!
Ochrona nóg w transporcie
Rzadko widuje się konie podróżujące z „gołymi nogami”, ponieważ najprostsze ochraniacze, tak zwane transportery, są już łatwo dostępne i można je kupić za bardzo rozsądne pieniądze, a z pewnością urazy powodowane w przyczepie są niewarte oszczędności. Konie jadąc, starają się cały czas utrzymywać równowagę, ale zakręty, ruszanie i stawanie na światłach oraz ogromny stres powodowany zamknięciem na małej przestrzeni powodują niejednokrotne zachwiania, przez które zwierzęta przydeptują sobie piętki czy uderzają kopytem o kończynę. Dlatego przede wszystkim trzeba chronić te nogi, na których są podkowy. Dlatego też wielu jeźdźców zakłada jedynie ochraniacze na przednie kończyny, bo ich konie są podkute tylko właśnie na te.
Wybierając rozwiązanie dla naszego podopiecznego, trzeba będzie wziąć po uwagę kilka aspektów. Po pierwsze: analogicznie do omówionego przykładu – czy koń jest kuty. Następnie, jaki ma charakter? Czy będzie grzecznie stał i skubał siano, czy potrafi utrzymywać równowagę, czy może drepcze w miejscu i kopie nogami po ścianach?
Krótkie ochraniacze transportowe
Krótkie ochraniacze transportowe nadają się w zasadzie tylko dla takich koni, które są już doświadczone w wyjazdach. Z reguły taki ochraniacz nie zachodzi zbyt wiele na piętkę, ani nie sięga powyżej stawu skokowego, nie chroni więc tak dobrze jak standardowe transportery. Często też takie ochraniacze nie są anatomiczne do nogi konia, ani nie posiadają wypełnienia. Wykonuje się je zazwyczaj z neoprenu. Przypominają bardziej ochraniacze stajenne, a i kilku producentów pozwala zamiennie stosować swoje produkty do stajni jako ocieplacze oraz do transportu. W drugim przypadku różni się jednak sposób założenia – rzepy powinny być znacznie mocniej zaciśnięte niż do stajni, aby w trakcie transportu ochraniacz pozostał na miejscu.
Standardowe – wysokie ochraniacze transportowe
Tradycyjne, najczęściej wykorzystywane ochraniacze transportowe, nachodzą na kopyta i sięgają wysoko ponad staw skokowy. Wykonuje się je z mocnych materiałów: nylonu, bawełny typu ripstop, ortalionu czy poliestru, odpornych na rozdarcia. Dobrze, kiedy dodatkowo tkaniny są odporne na zabrudzenia, a dolna część jest wzmacniana PCV, materiałem kaletniczym czy sztuczną skórą, bo właśnie tam najczęściej wydzierają się dziury i ranią nogi. Zazwyczaj ochraniacze posiadają wypełnienie różnego typu piankami, aby dodatkowo zamortyzować uderzenia mechaniczne. Natomiast od wewnętrznej strony ochraniacze mogą być wykończone bawełną o gęstym splocie, bardzo popularnym – polarem, futerkiem syntetycznym czy oddychającym zaawansowanym materiałem z siateczki, a nawet teflonem. Materiał od środka jest szczególnie istotny podczas długich tras, kiedy zwierzę jest narażone na obtarcia, a przy upalnej pogodzie – na odparzenia.
Sam kształt ochraniacza powinien być możliwie najbardziej dopasowany do końskiej kończyny, anatomicznie przylegając do skóry, a jednocześnie pozwalający na swobodne przemieszczanie się zwierzęcia. Z reguły spotyka się trzy modele: pony (kuc), cob (mały koń) i full (duży koń), ale są również produkty szyte według rozmiarówki S, M, L, XL, a nawet XXL. W takim wypadku najlepiej przymierzyć konkretny ochraniacz do końskiej nogi. Oczywiście przednie ochraniacze różnią się od tylnych i w żadnym wypadku nie mogą być stosowane zamiennie. Wynika to tylko i wyłącznie z anatomii konia i dopasowanych do niej produktów. Mamy więc krótsze ochraniacze na przednie nogi, z charakterystycznym wycięciem na staw nadgarstkowy oraz tylne – dłuższe, z „dzióbkiem” na staw skokowy. Za duże ochraniacze zakładane na szczupłe nogi najpewniej zjadą podczas jazdy i o ile całkiem nie spadną, to z pewnością nie przysłużą się do ochrony zwierzęcia.
Kolejną istotną kwestią przy zakupie ochraniaczy są rzepy. Popularne zapięcia to szerokie półokrągłe 3 lub 4 rzepy na przednie nogi i o jedną więcej na tylne lub tradycyjne wąskie pasy rzepów, wszywane do kilka centymetrów. Nie ma reguły na to, co sprawdza się lepiej. Najważniejsze, aby były mocne i możliwie szerokie do regulacji, aby można było ściśle zapiąć je na nodze. Ważny jest też sam sposób zapięcia ochraniaczy. Przy przednich nogach powinno się zapiąć ochraniacz nieco wyżej niż docelowe położenie i przy zaciągniętych rzepach powoli zsuwać ochraniacz w dół, aż przykryje nieco kopyto. A następnie ponownie dociągnąć mocno rzepy. Podobnie na tylnych nogach. W przeciwnym razie nawet porządny ochraniacz najzwyczajniej w świecie zsunie się podczas jazdy w przyczepce. Nie wolno także pryskać kończyn środkami nabłyszczającymi do sierści oraz suchymi szamponami, bo także zagwarantuje nam to zsunięcie się transporterów.
Oczywiście na drugim planie pozostaje kwestia wizualna samych ochraniaczy. Dostępne są nie tylko różne kolory gładkich materiałów, ale także połączenia dwukolorowe czy wszelkiego rodzaju kratki i paski. Niekiedy ochraniacze inaczej wyglądają na zewnątrz, a inaczej od środka, choć to najbardziej cieszy samego właściciela sprzętu. Idąc krok naprzód, można sprawić naszemu pupilowi cały zestaw: zaczynając od transporterów, poprzez ochraniacz na ogon, kantar z uwiązem oraz derkę transportową. Cała gama asortymentu aż prosi się o naszą uwagę.
W kwestii samego utrzymania w czystości transporterów, z reguły nie ma żadnych przeciwwskazań do prania ich w pralce, nawet z suszarką. Należy jedynie włożyć je do automatu w zapiętych rzepach i nastawić na krótki program 30-stopniowy. Lepiej jednak nie prać ich zbyt często, ponieważ nowe produkty są pokryte warstwą ochronną, dzięki której brud nie przylega tak do materiału.
Warto też zwrócić uwagę, aby koń nie stał bez potrzeby w ochraniaczach. Po dojechaniu na miejsce powinno się zdjąć transportery i pozwolić kończynom oddychać. Nawet przewiewny materiał w upalne dni spoci skórę. Gdy więc jesteśmy na zawodach, lepiej w oczekiwaniu na start zdjąć ochraniacze i wystawić je na słońce do wyschnięcia, a konia można zostawić na ten czas bez ochrony.
Alternatywa – owijki z podkładkami
Mniej popularne, ale także świetnie spełniające swoją rolę, są zwyczajne owijki – polarowe, wełniane lub akrylowe, zawijane na grube podkładki stajenne. Taki zestaw wymaga jednak już pewnych umiejętności i wprawy, ponieważ trzeba prawidłowo zawinąć podkładki (nieco niżej niż normalnie), tak aby perfekcyjnie zachodziły na siebie poszczególne zwoje bandaży. W przeciwnym razie owijka może się poluzować lub rozwinąć, co stanowić będzie dla naszego konie niebezpieczeństwo zaplątania, a w najlepszym razie – porwanie owijki, zdeptanie podkładki i brak ochrony dla kończyn zwierzęcia.
Ochraniacz ogona
Szczególnie w przyczepce chluba naszego pupila, jaką powinien być ogon, jest szczególnie narażona na wytarcie czy wyrywanie włosów. Przede wszystkim powinno się wyciągać ogon nad rurkę za zadem, ponieważ najpewniej zdarzy się, że koń kilkanaście razy przysiądzie na niej, a już na pewno będzie na nią napierał. Takie zachowanie łamie włosy i je wyciera. Dlatego często transportery sprzedawane są w zestawie z ochraniaczem na ogon jako drugim nieodłącznym sprzętem niezbędnym do podróży. Ochraniacze zazwyczaj są wykonane z materiałów typu ripstop, neoprenu czy poliestru, a od wewnątrz wykończone polarem, bawełną lub futerkiem syntetycznym. Powinny być możliwie miękkie i anatomicznie dopasowane do rzepu ogona, najlepiej z wypustką skierowaną w górę. Rzadko kiedy widuje się ochraniacze z długimi pasami zapinanymi jak kiedyś – wokół szyi, częściej natomiast – elastyczne, dopasowane do kształtu produkty, z właściwościami antypoślizgowymi, zapinanymi na kilka wygodnych rzepów. Dla koni o szczególnie delikatnych czy rzadkich włosiach najlepiej sprawdzą się pełne ochraniacze na ogon, tzn. bardzo długie, sięgające od nasady aż do stawu skokowego. Są one wyposażone w kilkanaście rzepów, umieszczonych co kilka centymetrów, dla optymalnego dopasowania do grubości ogona. Taki pełny ochraniacz na ogon znakomicie sprawdzi się także dla siwych koni, ponieważ ogon w nim nie ma żadnej szansy ubrudzenia się od kału.
Zanim wyruszymy w pierwszą podróż
Jeśli sprzęt już jest wybrany i kupiony, to jesteśmy prawie gotowi do drogi. Jednak przed „tym dniem” warto przygotować konia do wielkiego wydarzenia w jego życiu. Po pierwsze koń, który ma ubrane pierwszy raz ochraniacze transportowe, szczególnie na tylne nogi, nie wie, jak się w nich zachować i może reagować na kilka sposobów. Początkowo najpewniej nie będzie chciał postawić nogi przy ubieraniu. Można sobie z tym łatwo poradzić, prosząc pomocnika o przytrzymanie w górze jednej z przednich nóg. Po drugie wiele koni dostaje przysłowiowego „paraliżu” i w ogóle nie chce ruszyć z miejsca albo wściekle kopie tylnymi nogami, próbując pozbyć się ochraniaczy. Na takie zachowanie trzeba reagować spokojnie i próbować oprowadzać konia wokół stajni. Można takie spacery wykonać kilka razy, a będzie to też znakomity sprawdzian dla nas – pokazujący, czy prawidłowo jest zakładany ochraniacz i czy nie zsuwa się po kilku minutach. Następnie powinno się konia nauczyć wchodzić do przyczepki i przed długą podróżą przejechać się kilka razy po krótkich trasach. Jest to wprawdzie temat na inny artykuł, ale zaznaczam, że każdy koń powinien być nauczony podróżowania, nawet jeśli nie ma w planie wyjazdów na zawody, ponieważ w razie kolki nie może być sytuacji, że zwierzęcia nie da się zawieźć do kliniki.
Z innych rzeczy, jakie warto ze sobą zabrać, to na pewno: dodatkowy kantar, na wypadek, gdyby obecny się zerwał, łańcuszek (nie tylko dla ogiera), bo nasz koń może pokazać drugą twarz w obcym miejscu, ogłowie – z tego samego powodu, lonżę i smakołyki – może przydać się podczas załadunku oraz wiadro do pojenia. Jeśli natomiast nasz koń gryzie kolegę obok, a w przyczepce czy koniowozie nie ma kraty nad przedzielnikiem, warto zastanowić się nad ubraniem zwierzakowi kagańca. Szerokiej drogi!