Z wykształcenia lekarz weterynarii, na co dzień opiekun własnego stada koni – Jakub Gołąb sam poszukuje najlepszego sposobu utrzymania koni. Z autorem książki „Kopyta doskonałe. Naturalna pielęgnacja i rehabilitacja” rozmawia Małgorzata Waliszka.
Foto: Paulina Dudzik
Właśnie ukazała się na rynku Pana książka „Kopyta doskonałe”. Oprócz wniosków płynących z własnych doświadczeń, często powołuje się Pan na zagraniczne publikacje naukowe. Jak wygląda stan wiedzy na temat kopyt na świecie i czy nowe trendy bądź publikacje przyjmowane są z rezerwą?
Ciężko ogarnąć całokształt, wiedza jest rzeczą bardzo płynną. Na świecie istnieje kilka znanych ośrodków zajmujących się badaniem struktury i funkcji kopyt, m.in. Equine Foot Laboratory na Uniwersytecie Stanu Michigan, z których „wychodzi” sporo prac. Oczywiście nowe fakty, zwłaszcza jeśli stoją w sprzeczności z powszechnie uznanymi prawdami, zawsze przyjmowane są z rezerwą i nie zależy to od szerokości geograficznej. Mam jednak wrażenie, że na tzw. Zachodzie (zwłaszcza w USA) opór uświęcony tradycją nie jest tak silny, a często nowe idee witane są entuzjastycznie. Ma to co prawda również swoją ciemną stronę (idiotyczne idee również witane są entuzjastycznie), ale na dłuższą metę powoduje, że to, co się sprawdziło, jest asymilowane stosunkowo bez oporu.
Sam Pan, będąc lekarzem weterynarii, podważa nieomylność przedstawicieli tej profesji. Przyznaje Pan, że często stwierdzenie „weterynarz powiedział” ucina wszelkie dyskusje. Dość odważnie krytykuje Pan również przywiązanie środowiska do tradycyjnych metod postępowania i niechęć do poszerzania wiedzy. Z czego wynika ten rzadko spotykany brak „politycznej poprawności”?
Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie zarabiam na życie jako lekarz weterynarii i niespecjalnie muszę przejmować się tym, co powie „środowisko”. Interesuje mnie wiedza, a nie przekonania. Dlatego uważam, że trzeba mieć odwagę kwestionować powszechnie przyjęte „prawdy objawione”. Tylko tak, jak uczy historia, dokonywał się jakikolwiek postęp. Wiele rzeczy, które robimy w Rancho Stokrotka, jest krytykowanych, wyśmiewanych lub traktowanych jako niezdrowa sensacja (np. nasze warsztaty szkoleniowe „Najpierw wytresuj kurczaka”) – przez lata nauczyłem się kompletnie nie zwracać na to uwagi i robić swoje. Dzięki temu nie wpada się w pułapkę „jedynie słusznych” poglądów, można sprawdzać i testować na własnym podwórku różne hipotezy bez wcześniejszego uprzedzania się do nich i ulegania czyjejkolwiek presji.
Czy uważa Pan, że przyszłość to bose konie? Czy też do koni należy podchodzić indywidualnie, ponieważ są takie, które nie mogą obyć się bez podków i z czego to wynika?
Nie wiem, nie myślę takimi kategoriami. Jeśli coś się w tym kierunku zmieni, to z pewnością będzie to proces powolny, zbyt wiele grup interesów związanych jest z obecnym stanem rzeczy. Oczywiście, że należy podchodzić indywidualnie, ale ja osobiście nie zetknąłem się z sytuacją, w której ODPOWIEDNIO żywione konie zażywające ODPOWIEDNIEJ ilości ruchu musiałyby być kute. Problem w zasadzie nie polega na tym, czy wszystkie konie mogą i powinny być bose (bo mogą i powinny), tylko na tym, czy jesteśmy w stanie zapewnić im odpowiednie warunki. Myślę, że w przyszłości w nastawionej konsumpcyjnie zachodniej cywilizacji problem zapewnienia odpowiednich warunków raczej się nasili, co związane jest z modą na posiadanie konia i powstawaniem podmiejskich stajni wg modelu 40 boksów + hala.
Czy w sporcie wyczynowym konie mogą funkcjonować bez podków?
Nie wiem, nie wypowiadam się na temat sportu. Uważam, że jeździectwo kończy się tam, gdzie zaczyna się sport. Jakikolwiek sport, zwłaszcza wyczynowy, odbywa się jakimś kosztem. Pół biedy, jeśli koszt ten ponosimy świadomie my, robiąc to z własnej woli. Jednak za sport z udziałem zwierząt cenę płacą zawsze one, a nie mają wyboru. Poza tym sport wyczynowy nie ma nic wspólnego ze zdrowiem (często wręcz przeciwnie), więc bose konie w sporcie to jak trzeźwy narkoman. Co z tego, że naprawiamy jedną rzecz, kiedy psujemy inne? Poza tym nie można traktować pewnych zagadnień wyrywkowo. Każdy żywy organizm jest całością, na jego zdrowie i kondycję fizyczną ma wpływ ogromna liczba czynników, z których stan psychiczny jest jednym z ważniejszych. Nie można oczekiwać, że zestresowany, zmęczony koń będzie funkcjonował prawidłowo. Do tego dochodzą jeszcze problemy z utrzymaniem i żywieniem. Warunki, w jakich żyje zdecydowana większość koni „sportowych”, są zdecydowanym przeciwieństwem tych, jakie konieczne są dla utrzymania zdrowych kopyt.
Obserwując problemy, z jakimi borykają się właściciele koni, można odnieść wrażenie, że „syndrom trzeszczkowy” jest już prawie epidemią w stajniach. Co według Pana może być przyczyną tego zjawiska – lepsza diagnostyka czy fakt, że do jednego worka wrzuca się wiele różnych dolegliwości związanych z kopytami?
Raczej to drugie – jakikolwiek ból w tylnej części kopyta bywa diagnozowany jako syndrom trzeszczkowy. Zresztą zgodnie z nazwą – syndrom to zespół charakterystycznych objawów. Prawdziwy jednak powód to coraz gorsze warunki utrzymania koni, zwłaszcza w stajniach w pobliżu wielkich miast (mam na myśli niedostatek ruchu – o wiele łatwiej i taniej postawić stajnię na 40 boksów z halą, na którą konie wychodzą na jazdy, niż zapewnić im odpowiednie warunki) i związane z tym problemy z mechaniką kopyta prowadzące bezpośrednio do syndromu trzeszczkowego. Dodatkowo w terapii w większości przypadków nikt nie zwraca uwagi na prawdziwą przyczynę, tj. nieprawidłową mechanikę kopyta wynikającą z kucia i niedostatku ruchu. Nieświadomość właścicieli tylko nakręca tę spiralę.
Wielu właścicieli szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego mimo dobrej opieki i regularnego kucia, ich koń kuleje lub ma problem z kopytami. Czy można samemu opanować sztukę naturalnego strugania kopyt, będąc przekonanym do tej metody, czy raczej lepiej zdać się na fachowca?
Można – wymaga jednak sporo czasu, umiejętności obserwacji i nieco talentu. Nie każdy ma cierpliwość, ochotę czy umiejętności manualne – w takim wypadku lepiej zdać się na fachowca, warto jednak mieć odpowiednią wiedzę na ten temat, aby świadomie z nim współpracować. Pamiętajmy, że prawdziwy „naturalny strugacz” to nie tylko specjalista od machania tarnikiem, ale przede wszystkim kompetentny doradca w zakresie żywienia i utrzymania koni. Będąc świadomym i odpowiedzialnym właścicielem zwierzęcia (dotyczy to wszak nie tylko koni), powinniśmy starać się wiedzieć o nim jak najwięcej, aby być w stanie jak najlepiej spełnić jego potrzeby.
Na czwartej stronie okładki książki widać miniaturkę innej okładki, a mianowicie „Rzędu doskonałego”. Czy to zapowiedź jakiejś większej serii?
Tak, „Kopyta…” to część większej całości. Pomysł na serię zrodził się już jakiś czas temu, w zamyśle ma to być rozszerzenie/streszczenie tematyki, jaką zajmujemy się na prowadzonych przez nas warsztatach „Koń naturalny, naturalny jeździec”. „Rząd…” ma być wyczerpującym przewodnikiem po końskim rzędzie, widzianym głównie z perspektywy komfortu i potrzeb konia. W kolejnej części, niemającej jeszcze tytułu, chciałbym zająć się kwestiami dotyczącymi końskiego umysłu – inteligencji, emocji, postrzegania świata, zdolności i metod uczenia, również odrzucając tradycyjne przekonania, a opierając się na najnowszych badaniach w tych dziedzinach i własnych doświadczeniach szkoleniowych, którymi dzielimy się na warsztatach „Najpierw wytresuj kurczaka” i „Jeden świat, wiele umysłów”.
Właśnie… Jest Pan też znany z zupełnie innej strony. O prowadzonych przez Pana warsztatach „Najpierw wytresuj kurczaka”, których uczestnicy uczą się szkolić zwierzęta, trenując kury, pisał m.in. tygodnik „Polityka”, miesięcznik „Mój Pies”. Wydawałoby się, że to temat dość odległy od koni…
Ale tylko pozornie. Faktycznie, warsztaty najbardziej popularne są w środowisku osób zajmujących się psami, zwłaszcza instruktorów szkół dla psów szukających skutecznych i co najważniejsze przyjaznych zwierzęciu metod szkolenia. W rzeczywistości my sami szkolimy w ten sposób konie i wiele innych gatunków zwierząt. Na warsztatach pojawia się również coraz więcej właścicieli koni szukających z nimi dobrego kontaktu i zmęczonych „machaniem liną” oferowanym przez większość tzw. szkół NH. Mentalną barierą do przekroczenia pozostaje jedynie obecność kury jako zwierzęcia modelowego. Szkolenie to dziedzina wiedzy – metody są uniwersalne, nieważne kogo się szkoli. Szkolenie i konia, i jego trenera równocześnie jest nieskuteczne, a popełnione w trakcie błędy mogą się zemścić w przyszłości. Umieszczenie kury w roli szkolonego zwierzęcia pozwala skupić się na szkolącym, a popełnione przez niego błędy nie tylko nie będą mścić się w przyszłości, ale będą stanowić cenne doświadczenia pozwalające wyciągnąć wnioski.