Redaguje: Jaśmina Bielewicz
Foto: Piotr Filipiuk
Towarzysz dla konia
Planuję rozbudowę domu o małą stajenkę, najchętniej na jednego, dwa konie. Domek pod miastem i koń, do którego schodzi się w kapciach, od zawsze były moim marzeniem. Dodatkowo nie będzie problemu z padokowaniem, bo sąsiad chętnie udostępni za odpowiednią opłatą kawałek swoich łąk. Słyszałam jednak, że konie źle się czują w samotności i lepiej zapewnić im towarzystwo, jak nie drugiego konia to kozy. Czy to prawda, czy tylko mit?
Koń jako zwierzę stadne potrzebuje właśnie swojego stada, więc nie będą to dla niego naturalne warunki, kiedy przyjdzie mu mieszkać samodzielnie. Jednak każde zwierzę jest inne i wszystko zależy od charakteru rumaka, a także od poprzednich właścicieli. Jeśli koń będzie zabrany od koni, pomimo prób dostosowania się do nowej sytuacji, może mu to przyjść z wielkim wysiłkiem. Taki koń może z dnia na dzień stać się osowiały, niechętny do pracy, może całkiem stracić apetyt. Ponadto zwierzę, które pozostaje samo, może stać się bardzo nerwowe, co będzie objawiało się np. stawaniem dęba w boksie, próbami wyskoczenia z padoku czy nawet staranowaniem ogrodzenia na widok innego konia albo krowy. Często taki koń wcale nie odpoczywa, a wypuszczony na trawę zamiast się zrelaksować, nieustannie biega wzdłuż ogrodzenia. Praca pod siodłem z pewnością też może być utrudniona. Zdarzają się jednak takie wyjątki, które przyjmują nową sytuację normalnie i nie stwarzają widocznych problemów, szczególnie gdy są do niej przyzwyczajane od najmłodszych lat. Jednak nigdy nie zapewnimy mu dość spokoju bez koni widzianych chociażby przez kratę boksu. Dlaczego więc nie zapewnić zwierzakowi towarzystwa? Faktycznie koza jest tania oraz łatwa w utrzymaniu i z tego względu akceptuje się parę koń – koza w jednej stajni. Jednak jej charakterek nierzadko jest trudny do zniesienia, ponieważ koza potrafi być bardzo głośna, nie akceptuje ogrodzenia, chodzi gdzie chce, niszczy wszystko wokoło, je wszystko – łącznie z pozostawionym bez opieki sprzętem jeździeckim i delikatnie rzecz biorąc, jej inteligencja odbiega trochę od końskiej. Dlatego z kozą może być większy kłopot niż z samotnym koniem. Proponuję jednak zastanowić się nad towarzystwem w postaci drugiego konia. Przykładowo mały kuc szetlandzki niewiele kosztuje, nie sprawia problemów, niewiele zjada, a z pewnością potrafi być znakomitym przyjacielem naszego rumaka oraz maskotką całej rodziny. Znakomicie sprawdzi się także konik polski, hucuł czy fiord. Są to bardzo miłe i ciekawskie zwierzaki, a przy tym odporne i niewybredne w jedzeniu. Zawsze dobrze mieć konia do pary, do wspólnych wyjazdów w teren. Dodatkowo są to niezwykle zrównoważone konie (szczególnie hucuły) nadające się po podstawowym treningu nawet dla początkującego jeźdźca lub do amatorskiej jazdy czy turystyki. Jeśli jednak brakuje nam funduszy na zakup dodatkowego konia, można zastanowić się nad przyjęciem konia na emeryturze. Często konie z kontuzjami, nienadające się do wysiłkowej jazdy lub wiekowe oddawane są za symboliczną złotówkę, właśnie jako konie do towarzystwa. Jednak nie tylko takie zwierzęta szukają domu. Jeśli przyjrzymy się fundacjom lub schroniskom dla koni, są tam zdrowe, młode konie, uratowane z rzeźni czy zabrane nieodpowiedzialnym właścicielom. Podobnie przeglądając ogłoszenia sprzedaży koni, można także natrafić na osoby, które chcą zapewnić swoim koniom szczęśliwą starość, np. po karierze sportowej. Niejednokrotnie takie wierzchowce są cennymi nauczycielami sztuki jeździeckiej, wciąż zdolnymi do rekreacyjnej, lekkiej jazdy. Natomiast jeśli i taka opcja nie wchodzi w grę, można zamieścić ogłoszenie, że szuka się kogoś, kto chciałby za cenę kosztów utrzymania (na ogół jest to i tak o wiele mniej niż w ośrodku jeździeckim) postawić swojego konia w naszym minipensjonacie. Koń, który żyje samotnie, zawsze będzie szukał swojego stada i najpewniej stanie się nim cała nasza rodzina, pies, kot i wszystkie żywe istoty, które go otaczają, jednak nic nie zastąpi mu końskiego towarzysza.
Pranie sprzętu
W mojej stajni niestety nie ma pralki przemysłowej i najpewniej nigdy jej nie będzie… Dotychczas starałam się prać większość sprzętu ręcznie lub w misce, jednak zimą jest to znacznie trudniejsze, o ile nie chce się robić bałaganu w domu. Zresztą samo pranie ręczne nie jest tak dokładne, jak pranie w pralce automatycznej. Moje koleżanki wkładają wszystko jak leci do pralki, ale ja boję się, że kantar czy derka z metalowymi sprzączkami uszkodzi bęben. Poza tym, czy detergenty nie sprawią, że sprzączki pordzewieją?
Oczywiście najbezpieczniej jest posiadać oddzielną pralkę do prania wszystkich końskich rzeczy, jak derki, czapraki itd., a najlepiej byłoby mieć pralkę przemysłową, bo nie dość, że znakomicie dopiera brud, to jeszcze świetnie ściąga sierść i może zmieścić nawet obszerną derkę zimową. Dobrą alternatywą jest oczywiście posiadanie dodatkowej pralki, jednak potrzeba do tego specjalnego miejsca w domu – pralni czy strychu, żeby pomieścić wszystkie sprzęty. Jeśli jednak brakuje nam obu – automatu i odpowiedniego miejsca, warto powiedzieć znajomym, że szuka się starszej pralki – może akurat ktoś będzie wymieniał swoją starą na nową i wtedy można by postawić upolowaną zdobycz gdzieś na terenie stajni. Jednak trzeba wziąć pod uwagę dwa fakty. Po pierwsze, musi być tam odpowiednie miejsce do podłączenia automatu, a jeśli go nie ma – trzeba takowe przygotować. Po drugie, pralka zawsze będzie generować dodatkowe koszty za prąd i wodę, szczególnie, gdy urządzenie jest starsze, nie energooszczędne. Takie pralki na ogół pobierają dużo więcej wody i prądu. W takim układzie trzeba będzie założyć dodatkową kwotę do zapłacenia w ogólnych rachunkach. Jeśli jednak żadne z tych rozwiązań nie wchodzi w grę, pozostaje nam pranie rzeczy w domu. Jeśli stosuje się kilka sprawdzonych sposobów, nic nie powinno się popsuć. Po pierwsze, spróbuj maksymalnie oczyścić sprzęt z końskiego włosia, aby nie zatkać nim pralki. Można próbować twardą szczotką, odkurzaczem (jeśli to gruby pad) czy nawet przez delikatne zapranie w wannie. W przypadku drobnych włosów dobrze sprawdzają się rolki oklejone taśmą klejącą, które służą właśnie do ściągania włosów z ubrań (do kupienia w większych marketach). Sprawdza się także ściąganie włosia ręką w rękawicy gumowej, lekko spryskanej wodą (to także dobra metoda do ściągania psiej sierści, np. z kanapy). Trzeba jednak pamiętać, że zawsze po praniu sprzętu końskiego w bębnie pralki mogą pozostać jeszcze jakieś włosy, piach czy kawałki siana lub słomy. Dlatego warto przetrzeć ją od wewnątrz czystą szmatką, np. z mikrofibry, a przede wszystkim – nie prać od razu jasnych czy delikatnych ubrań, ale raczej te ciemne, dżinsy lub właśnie ubrania noszone na koniach: bryczesy, bluzy czy kurtki… Po drugie, jeśli zależy ci na idealnym praniu, nie przeładowuj pralki, bo będziesz miała brzydkie zacieki. Przykładowo pady, w warunkach domowych, najlepiej prać każdy z osobna, nawet jeśli nie wypełni się bębna pralki. W przeciwnym razie nie będą one dość dobrze wypłukane i pojawią się na nich ciemne zacieki i smugi. Natomiast metalowe części najlepiej jest zabezpieczyć: najpierw spiąć całość (np. kantar czy uwiąz) gumką recepturką lub zwykłą bawełnianą gumką tak, żeby możliwie osłonić sprzączki, a następnie całość wsadzić do bawełnianego worka na zakupy czy do poszewki od poduszki lub innego materiałowego pokrowca. Zawsze będzie to dodatkowe zabezpieczenie przed urazami mechanicznymi, o ile worek będzie zawiązany lub zapięty i nic z niego nie wypadnie. W przypadku derki możliwe jest tylko osłonienie sprzączki, np. bawełnianą szmatką przymocowaną także za pomocą gumki. Jeśli chodzi o detergenty, to raczej nie grozi nam z ich powodu pordzewienie sprzączek, a poza tym, proponowane dzisiaj produkty wykonane są, czy powinny być, ze stali nierdzewnej. W tej kwestii jednak zwróciłabym uwagę na coś innego. Po pierwsze, osobiście polecam stosowanie płynu do prania, a nie proszku czy kostki, ponieważ lepiej rozpuszcza się on w wodzie i na pewno nie zaplącze się w twardy czy miejscami np. wodoodporny materiał (przy derce). Trzeba też koniecznie pamiętać o tym, że konie mają bardzo wrażliwą skórę i użycie detergentu powinno być możliwie minimalne, połowa normalnej miarki, ponieważ w przeciwnym razie mogłoby dojść do uczulenia czy podrażnienia delikatnej skóry. To samo dotyczy płynu zmiękczającego – jedni zupełnie z niego rezygnują, inni dodają bardzo małą ilość. Podsumowując wszystkie powyższe rady, dodam jeszcze jedną – warto prać sprzęt dość często. Znam osoby, które piorą czaprak lub pad po dwóch, trzech jazdach. Czy to za często? Zależy, jak na to spojrzeć. Z jednej strony, jeśli ktoś lubi jasny sprzęt, nie ma innego wyjścia, ponieważ stary brud ciężej usunąć, a im więcej plam, tym gorzej. Poza tym wszelkie wybielacze czy odplamiacze stosowane często niszczą tkaniny. Z drugiej zaś, na jasnych tkaninach widać zabrudzenia, więc łatwo jest dbać o to, aby koń zawsze miał czysty sprzęt. Nie muszę chyba dodawać, że od brudnego czapraka tylko krok do obtartego czy oparzonego grzbietu pod siodłem.
Błoto na padoku a gruda
Przez odwilż mój koń po powrocie z błotnistego padoku ma strasznie brudne nogi. Boję się, że przez to może odnowić mu się gruda, na którą kiedyś chorował. Czy można myć mu nogi codziennie, czy jest jeszcze za zimno?
Faktycznie koniec zimy i wczesna wiosna, kiedy wszystko dosłownie płynie, jest bardzo trudnym okresem, w którym wiele stajni ma problemy z grudą. Jest to choroba, a właściwie schorzenie bakteryjne, które może przekształcić się w długą i trudną do wyleczenia przypadłość, a metod na jej wyleczenie jest chyba tyle, ilu weterynarzy w okolicy. Nie wolno lekceważyć nawet drobnych objawów, ponieważ zaniedbanie może prowadzić do bolesnych ran, głębokich pęknięć skóry, kulawizny, rozszerzania się ogniska na rozległe części skóry oraz niemożności samoleczenia bez terapii antybiotykowej. Najważniejsze jest więc zapobieganie. Ale od początku. Gruda powstaje z braku higieny, kiedy zwierzę długo przebywa na mokrej ściółce, na błotnistym padoku czy nawet na piaszczystym, wilgotnym maneżu. Pierwsze objawy to drobne strupki, otarcia lub zaczerwienienia skóry występujące szczególnie na zgięciach nogi (zgięcie pęcinowe i piętki). Aby nie dopuścić do powstania choroby, trzeba przy takiej pogodzie codziennie myć nogi zwierzęcia pod bieżącą wodą. Kiedy nie jest za zimno? Jeśli mamy plusową temperaturę, na pewno nie przeziębi konia mycie samych nóg. Jeśli jednak błoto jest już suche na nodze, wystarczy użyć plastikowej szczotki i dokładnie usunąć nią zabrudzenia, bez użycia wody. Jeśli koń musi stać na mokrej ściółce, warto zadbać także o to, aby nogi wyschły mu po kąpieli przed wejściem do boksu. Natomiast gdy wciąż trzyma mróz, a nogi zabrudzone są obornikiem, można pomóc sobie suchym szamponem do kąpania koni. Kilka psiknięć zmiękczy brud i z łatwością pomoże go usunąć, a i na przyszłość pokryje włosie warstwą ochronną, do której nie przyklejają się tak łatwo zanieczyszczenia. Znacznie ułatwia to i przyspiesza codzienne czyszczenie zwierzęcia. Jeśli jednak już widzimy zaczerwienienia, pierwszą pomocą może być maść cynkowa, która pomaga regenerować i nawilżyć skórę albo zwykła oliwka dla dzieci. Natomiast gdy już powstały strupy, należy odmoczyć je i powoli usuwać, gdyż pod nimi znajdują się szkodliwe czynniki chorobotwórcze (tzw. patogeny). Nie wolno jednak odrywać nic na siłę, ponieważ uszkadza się wtedy także zdrowy naskórek. Następnym krokiem powinna być antybiotykowa maść od lekarza weterynarii. Istnieje też wiele domowych sposobów leczenia grudy, jak woda z octem, jednak przy dzisiejszej dostępności leków lepiej nie eksperymentować na swoim koniu, bo może to zaburzyć prawidłową kwasowość skóry, wysuszając ją i narażając na kolejne otarcia czy pęknięcia.