Jeżdżąc konno, z całą pewnością prędzej czy później znajdziemy się na ziemi – to po prostu nieuniknione, siły ciążenia nie da się pokonać. Nie istnieje również recepta gwarantująca tylko szczęśliwe upadki, po których wstaniemy, otrzepiemy zakurzone bryczesy, wskoczymy na rumaka i pojedziemy dalej. Jednak poprzez pewne ćwiczenia oraz opanowanie sztuki „umiejętnego spadania” oraz dzięki wyzbyciu się lęku przed upadkiem, możemy w znacznym stopniu zminimalizować ryzyko kontuzji.
Tekst: Dawid Szwarc Foto: Piotr Filipiuk
Już na samym wstępie należy zaznaczyć, że jeździectwo, choć zalicza się do tzw. grupy sportów niebezpiecznych, nie musi doprowadzać, ani prędzej, ani później, uprawiających tę dyscyplinę do poważnych wypadków i kontuzji. Oczywiście z grzbietu konia spadnie zapewne każdy. Zarówno zawodowy jeździec, jak i ten, który dopiero podjął się próby nauki jazdy konnej. Nie da się bowiem przewidzieć wszystkich reakcji wierzchowca i nawet najspokojniejszy, najlepiej ułożony i wyszkolony koń może się kiedyś przestraszyć czy potknąć. Czasem zacznie też wierzgać, da susa w bok czy zwyczajnie poniesie w przypływie nadmiaru energii. Czasem to jeździec nie będzie w formie czy się zamyśli i to wystarczy, by znaleźć się na dole. Wtedy to, niezależnie od stopnia wtajemniczenia jeździeckiego i umiejętności, pozostaną ułamki sekund na to, by zdecydować, co robić. Spadać w lewo, prawo, puszczać wolno czy też za wszelką cenę trzymać konia za wodze. Każda z podjętych przez nas decyzji będzie miała swoje konsekwencje. Czasem łagodne, a czasem niestety bardzo bolesne w skutkach.
Warto więc już zawczasu, przewidując przyszłe wypadki, gdy na analizę i przemyślenia będzie więcej czasu niż pół sekundy, poprosić instruktora/ trenera o kilka rad. Tak samo powinni postąpić ci, którzy mają już pierwszy upadek za sobą i panicznie obawiają się kolejnego. Być może instruktor zorganizuje nawet specjalne zajęcia dla zainteresowanych, na których uczyć będzie kontrolowanego spadania z konia oraz – a może przede wszystkim – spróbuje przełamać w uczestnikach lęk przed samym upadkiem. Dodatkowo ćwiczenia te z całą pewnością poprawiają szeroko rozumianą sprawność fizyczną i wygimnastykowanie jeźdźca. I tak, w zależności od danego ośrodka, nakładu finansowego, jakim dysponuje oraz oczywiście weny twórczej uczącego, do takich zajęć używa się:
▶ tzw. Sztucznych koni (te maszyny działają podobnie jak często spotykane byki w wesołych miasteczkach czy na festynach), a ich głównym celem jest oczywiście zrzucenie dosiadanego przez nich jeźdźca,
▶ żywych koni prowadzonych na lonży (zajęcia mogą nam przypominać woltyżerkę). W tym przypadku prowadzący zajęcia kontrolując wierzchowca, w odpowiednim momencie podaję komendę, np. „hop”, na którą jeździec musi spaść z konia. Początkowo uczymy się spadać podczas stępa, później przechodzimy do kłusa, a kończymy na galopie,
▶ do nauki prawidłowego spadania można użyć również snopków/ balotów siana ułożonych na pewnej wysokości, z których jeźdźcy ćwiczą kontrolowane upadki. Jednakże bez względu na to, czego bądź kogo użyje nasz trener do ćwiczeń, na zajęciach powinniśmy dowiedzieć się, a przede wszystkim opanować kilka najistotniejszych kwestii. Zaczynając od najważniejszego:
▶ Nauczmy się kontrolować stronę, na którą zamierzamy spaść (wiemy, że jest to niezwykle trudne). Dla ułatwienia dodamy, że tak naprawdę nie chodzi tu o to, żeby z góry ustalić, czy będzie to lewa, czy prawa strona. Decyzja musi zostać podjęta w czasie „akcji”, dynamicznie. Ma być po prostu jak najbezpieczniejsza dla nas, a więc przykładowo wybierzemy tę stronę, na której nie ma blisko drzewa, przeszkody czy innego stałego elementu, o który moglibyśmy uderzyć.
▶ Swoje ciało kierujmy/przechylajmy zawsze na bok. To bardzo istotne, byśmy utrwalili sobie dokładnie ten, a nie inny nawyk. Jeżeli bowiem utrwalimy sobie nawyk np. spadania do przodu (dotyczy to głównie jeźdźców mających problem z zachowaniem prawidłowej postawy w siodle) – polecimy prosto pod nogi konia i zwierzę może nas niechcący stratować. Jeżeli zaś będziemy spadać do tyłu (zdecydowana mniejszość jeźdźców ma takie „zdolności”), narazimy siebie na solidne pokopanie.
▶ Czując, że lada moment utracimy kontakt z koniem – asekuracyjnie wyciągnijmy stopy ze strzemion. Jeżeli tego nie zrobimy, możemy doprowadzić do tragedii. Noga zablokuje się w strzemieniu, a przerażony całym faktem koń dodatkowo powlecze nasze ciało po ziemi.
▶ Zdarzają się również sytuacje, w których niestety przewrócimy się wraz z wierzchowcem. Pamiętajmy wtedy, by czym prędzej wyciągnąć nogi ze strzemion i jeżeli mamy na to czas – spróbujmy zeskoczyć z grzbietu konia i odskoczyć na bok. Jeżeli jednak upadek jest błyskawiczny i nie ma czasu ani szansy na zeskoczenie z konia, to jedyną i skuteczną metodą na to, by nie połamać sobie nóg, jest ich szybkie podciągnięcie do góry (tak aby upadający koń nie przewrócił się bezpośrednio na którąś z nich).
▶ W przypadku, gdy istnieje duże prawdopodobieństwo, że możemy uderzyć w coś głową, np. w zbliżającą się przeszkodę czy co gorsza drzewo, czym prędzej wyciągnijmy ręce, by zamortyzować upadek i nie nabawić się poważnego wstrząsu mózgu. W każdym innym przypadku nie wyciągajmy rąk do przodu, gdyż ryzykujemy wtedy ich połamaniem.
▶ Podczas „fazy lotu” unikajmy prostowania nóg, gdyż możemy je sobie połamać bądź porządnie uszkodzić. Jeżeli jednak mimo wszystko planujemy wylądować na nogach, pamiętajmy, by wcześniej, przed lądowaniem, lekko ugiąć kolana (kolana wraz z biodrami zamortyzują siłę zderzenia z ziemią i nasze nogi pozostaną całe i zdrowe).
▶ W przypadku, gdy np. koń potknie się bądź da solidnego susa na bok, a nasze ciało zacznie przybierać postać nurkującego, czym prędzej zwińmy się w tzw. kulkę. I tu bardzo cenna uwaga: dobrze opanowane podczas lekcji WF-u przewroty w tył i w przód pozwolą uniknąć wylądowania na plecach i ryzyko uszkodzenia kręgosłupa będzie wtedy znacznie mniejsze.
▶ Na samym końcu pozostaje kwestia tego, co zrobić z wodzami. Trzymać je i za wszelką cenę nie puszczać konia, czy też wręcz przeciwnie – pozwolić zwierzęciu uciec. Zdania są często podzielone. My uważamy, że jeżeli jesteśmy na terenie zamkniętym i mamy pewność, że koń nie zrobi krzywdy innym koniom i że bez problemu później go złapiemy, należy puścić rumaka wolno (zwłaszcza, gdy koń wcześniej wierzgał bądź gdy istnieje ryzyko zaplątania się w wodze). Jeżeli zaś pojechaliśmy w teren, starajmy się nie puszczać wodzy i tym samym utrzymać konia. W przeciwnym wypadku czeka nas długi i pieszy spacer do stajni. Co więcej, rozpędzony i przerażony wierzchowiec może narazić inne osoby na spore niebezpieczeństwo.
Pamiętajmy również, że nie zawsze i nie we wszystkich przypadkach uda nam się zadziałać według powyższych schematów, jak również o tym, że mimo najlepszego przygotowania przytrafić się może kontuzja. Zawsze więc starajmy się minimalizować to ryzyko, również poprzez zakładanie dobrze dopasowanego ochronnego kasku z atestem, odpowiednich butów czy kamizelek. I co najważniejsze, jeżeli będziemy ćwiczyć upadki z konia, nigdy nie róbmy tego na własną odpowiedzialność! Zawsze zwracajmy szczególną uwagę na to, by wyznaczone do ćwiczeń miejsce było odpowiednio zabezpieczone, np. materacami bądź bardzo grubą warstwą siana czy słomy, tak by nikomu z nas podczas szkolenia nie stała się krzywda.