Konie uzależniają i z całą pewnością, kto raz je pokochał, będzie kochał je wiecznie. Niestety, miłość ta niesie ze sobą pewne ryzyko. Wypadki,bo o nich mowa, mogą przydarzyć się każdemu jeźdźcowi, niezależnie od wieku i umiejętności. Co gorsza, z reguły występują w najmniej oczekiwanym momencie i narażają nas na spore, czasem nawet tragiczne w skutkach, konsekwencje.
Tekst: Anna Szwarc (Piotrowska)
Jeździectwo to z całą pewnością wyjątkowy, niepowtarzalny, piękny, rozwijający, a przede wszystkim szlachetny sport. O tym, że tak jest, świadczy chociażby fakt, że należy on do jednych z najbardziej popularnych sportów w krajach Unii Europejskiej (w Polsce również można stwierdzić, że na przestrzeni kilku ostatnich lat konie cieszą się coraz większym zainteresowaniem). Jak podają źródła, ok. 15 mln ludzi (dorosłych oraz dzieci) zamieszkujących kraje Unii Europejskiej uprawia czynnie tę dyscyplinę i to w przeróżnych jej formach. Począwszy od jazdy typowo rekreacyjnej (najbardziej popularnej), poprzez skoki, rajdy, grę w polo, gonitwy itd. Niestety, jazda konna, oprócz ogromnej ilości zalet, posiada również swoją ciemną stronę: zaliczana jest do sportów niebezpiecznych, czy jak kto woli – sportów wysokiego ryzyka. Dlaczego tak jest? Otóż konie (piszemy to mimo wielkiej miłości do nich) są tylko zwierzętami, których zachowań oraz niektórych reakcji nie możemy być nigdy pewni. Dlatego też, chcąc jeździć konno systematycznie, a przede wszystkim pragnąc rozwijać się w tej dyscyplinie, musimy liczyć się z tym, że ewentualne kontuzje, skaleczenia oraz wypadki są wpisane w ryzyko uprawiania tego sportu. Nie można również udawać, że jeśli do tej pory nie przydarzyła się nam żadna kontuzja, to temat ten nas nie dotyczy. Dlatego też, ku przestrodze i aby zrozumieć powagę sytuacji, podajemy kilka przykładów, w których upadek z konia okazał się tragiczny w skutkach.
Zacznijmy od Debby Winkler, znanej chyba wszystkim miłośnikom jeździectwa, startującej i odnoszącej liczne zwycięstwa w prestiżowych zawodach, amazonce, która na samym końcu jednego z licznych treningów spadła z 10-letniej, spokojnej klaczy swojego męża. Na skutek doznanych obrażeń kręgosłupa i kręgów szyjnych kobieta zmarła. Również bezgranicznie kochający konie Henryk Machalica poniósł śmierć w wyniku licznych obrażeń odniesionych podczas upadku z konia. Niepokonany w filmach Superman, aktor Christopher Reeve, zrzucony został z siodła przez spłoszonego konia. Aktor przeżył, ale w wyniku upadku doznał paraliżu. Nie zapominajmy również o jeźdźcach mniej znanych światu, tych, o których nie przeczytamy w gazetach, nie dowiemy się z telewizji. Oni również ulegają wypadkom podczas swoich treningów. Ich historie znajdziemy, korzystając z Internetu, natrafimy na blogi internautów bądź odwiedzimy specjalistyczne fora przeznaczone dla koniarzy. Z reguły osoby te, opisując okoliczności wypadku, wskazują, że był to codzienny, ot zdawać by się mogło, zwykły trening. Więc wszystko wydawało się w porządku. Do końca udanej lekcji zostało jeszcze tylko kilka ostatnich przeszkód. Zatem pełni wigoru jeźdźcy i ich rumaki ruszyli do dzieła. Najechali na przeszkodę i… później nastąpiła już tylko głucha cisza (to, co się przydarzyło, wiedzą tylko świadkowie zdarzenia). Oni sami na ogół nie są w stanie powiedzieć, co się stało, gdyż mają zaniki pamięci. Jedyne co pamiętają, to tylko hałas śmigieł helikoptera, przetransportowanie do szpitala i długie wyczekiwanie na wyrok. Uszkodzony kręgosłup, paraliż kończyn, liczne obrażenia ciała, połamane kończyny, wstrząs mózgu… Podłączona kroplówka, środki znieczulające i wizja kilku operacji – to najczarniejszy scenariusz. O stanie psychicznym jeźdźca nikt już nie wspomina.
W tym momencie zapewne większość z nas zadaje sobie szereg pytań: jak to możliwe? Jak to się mogło stać? Jednej odpowiedzi na te pytania nie ma. Każdy przypadek jest inny i wymaga indywidualnej oceny. Czy można było temu wszystkiemu jakoś zapobiec? W pewnych przypadkach na pewno nie. Natomiast w niektórych było to możliwe, np. całkowicie zaprzestając galopów i skoków, ale przecież wiemy, że nie w tym rzecz. Z całą pewnością możliwe jest jednak (poprzez odpowiednie postępowanie) znaczne ograniczenie ryzyka wystąpienia wypadku. I tak, dla ułatwienia:
▶ Pamiętajmy, że dosiadywanie koni problemowych i trudnych to zajęcie dla zawodowca. Zabieranie się za to zadanie, czasem po prostu zbyt trudne jak na nasze umiejętności, w większości przypadków skończy się dla nas szybkim i bolesnym finałem na ziemi.
▶ Jeźdźców powinna cechować skromność i pokora, zatem nieuzasadnione postrzeganie siebie jako osoby jeżdżącej wybitnie i próby układania młodych koni to również proszenie się o szybką korektę naszych umiejętności.
▶ Odbywanie treningów w sytuacji, gdy jest się przemęczonym, z całą pewnością skutkuje opóźnieniem naszych reakcji i czujności. To zaś może być bezpośrednią przyczyną upadku z konia, np. w momencie spłoszenia się zwierzęcia, jego potknięcia czy też wyłamania przed przeszkodą.
▶ Lekceważenie sygnałów ostrzegawczych, jakie wysyła nam nasze ciało podczas treningu, takich jak: lekkie zawroty głowy, kolki, drętwienia stóp, dłoni czy co gorsza bóle kręgosłupa to również wielki grzech jeźdźców. Powinny być one wystarczającym powodem do zaprzestania treningu. W przeciwnym wypadku możemy bezwładnie spaść z konia i dostać się wprost pod jego nogi, co może skończyć się dla nas tragicznie.
▶ Brak kamizelki (szczególnie u dziecka), nie wspominając o niezakładaniu kasku podczas jazdy, to po prostu czysta głupota. Poza Polską w wielu zachodnich krajach (gdzie zwraca się szczególną uwagę na bezpieczeństwo najmłodszych) posiadanie kamizelki i kasku jest obowiązkowe. Szkoda, że w Polsce nie ma przepisów regulujących, w jakim stroju należy jeździć konno. A przecież kask czy kamizelka mogą skutecznie ochronić głowę i kręgosłup podczas np. upadku na przeszkodę.
▶ Uczęszczanie do stajni, w których instruktor nie przykłada się do zajęć, jest obojętny i wszystko mu jedno, jest również ryzykownym i nieodpowiedzialnym z naszej strony podejściem. Z całą pewnością powinniśmy unikać takich miejsc, bowiem obojętny instruktor może źle przydzielić konia, nieodpowiednio dobierze grupę jeźdźców, a na samym końcu, w razie wypadku, wszystkiemu zaprzeczy i obarczy winą jeźdźca bądź konia.
▶ Branie udziału w zawodach i konkursach, w których już na samym początku widać, że są źle zorganizowane, jest również igraniem z losem. Przykładowo źle dobrane, nieoznakowane i niezabezpieczone trasy mogą przyczynić się do tragedii (rozpędzony koń wpadnie na drogę, potknie się, uderzy w nieoznakowany słup, wpadnie na grupę obserwatorów itp.).
▶ Wsiadanie na konia pod wpływem alkoholu jest również zakazane. Nie chodzi tu o jednego strzemiennego podczas Biegu Świętego Huberta, ale o jego nadużywanie.
Celem niniejszego artykułu nie było nastraszenie Czytelnika konsekwencjami uprawiania jeździectwa czy co gorsza zniechęcanie do koni. Jego głównym przesłaniem było zmuszenie do refleksji, tak aby każdy, zarówno ten zaczynający przygodę z końmi – nawet najmłodszy jeździec – jak i jeżdżący już konno – starszy wiekiem – wiedział, na co jest narażony oraz w jakich okolicznościach może ulec wypadkowi. Przede wszystkim zaś uzmysłowienie, że przez własne postępowanie można znacznie ograniczyć ryzyko wypadków. Nie można również zapominać, że także konie, równie często jak dosiadający ich jeźdźcy, odnoszą wiele urazów i kontuzji. Czasem nawet ponoszą śmierć podczas zawodów oraz treningów, o czym pisze i mówi się znacznie rzadziej niż o wypadkach z udziałem ludzi.