Zalane przez wiosenne roztopy, zdegradowane po zimie bądź porośnięte chwastami pastwiska zamiast przyciągać, odstraszają swoim widokiem. Wiosna to idealny i w zasadzie jedyny moment na przeprowadzenie starannej rekultywacji pastwiska, która przywróci je do stanu użytkowania i umożliwi bezpieczne wypuszczenie na nie koni.
Tekst: Anna Szwarc
Foto: Dreamstime
Pięknie zielone i porośnięte różnorodną roślinnością pastwiska, to bezcenny skarb i powód do dumy dla ich właściciela. To również gwarancja dobrego samopoczucia i długiego życia pasących się na nim koni. Aby tak było, o każde, nawet najmniejsze pastwisko należy dbać i latami je pielęgnować. W sytuacji, gdy ucierpiały w wyniku zalania przez powodzie, nie doszły do siebie po zbyt długiej i ciężkiej zimie bądź zwyczajnie porośnięte zostały przez chwasty, konieczne jest otoczenie pastwisk szczególną opieką. W przeciwnym wypadku, zaniedbane ulegną degradacji, ich wartość odżywcza drastycznie zmaleje, a z czasem zrujnowane całkowicie będą już nie do odratowania. Żeby temu zapobiec i nie być zmuszonym do całkowitego przeorania pastwiska, a tym samym wyłączenia go na kilka lat z użytkowania, warto zastanowić się, co można zrobić. Na samym jednak początku odpowiedzmy sobie na pytanie, czy nasze pastwisko spełnia w ogóle podstawowe wymogi, by można byłoby je nazwać pastwiskiem – w przeciwnym wypadku nasze nawet największe starania nigdy nie pozwolą osiągnąć zamierzonego rezultatu. Dopiero później skupmy się na tym, co tak naprawdę chcemy (bądź musimy) z nim zrobić. W zależności bowiem od tego, czy będzie to tylko naprawa zdegradowanej powierzchni przez stojące na nim wody, czy też pozbywanie się uporczywych chwastów, nasze działania rekultywacyjne będą zupełnie inne.
Jakie powinno być pastwisko?
Chciałoby się, aby teren przeznaczony na pastwisko był oczywiście jak największy i zaspokajał jak najwięcej potrzeb bytowych konia. W rzeczywistości jednak wystarczy, by był odpowiednio dostosowany. Zazwyczaj 1,5 hektara pastwiska wystarczy, aby wyżywić jednego wierzchowca w ciągu roku. Jeżeli koni ma być znacznie więcej, należy odpowiednio zaplanować obsadę pastwiska (przede wszystkim uwzględnić rytm odrostu traw). Ponadto nie powinien, a nawet nie może znajdować się na terenach podmokłych (chyba że hodujemy konie rasy camargue, które przyzwyczajone są do życia na mokradłach). W przeciwnym wypadku konie mogą nabawić się schorzeń kopyt, które wiecznie namoknięte stają się miękkie i wrażliwe. Poza tym na takim pastwisku zbyt wiele roślin nam nie urośnie. Należy również zwrócić uwagę na jedną dosyć istotną kwestię – wypuszczone na pastwisko konie zachowują się nieco inaczej niż bydło, nie zajmują się tylko jedzeniem, ale biegają oraz tarzają się. Jeżeli więc pastwisko będzie zbyt mokre albo nie będzie wydzielonych na nim sporych „rezerw”, zostanie ono bardzo szybko rozdeptane przez kopyta koni i w rezultacie nic wartościowego na nim nie urośnie. Oczywiście pastwisko powinno być również urozmaicone pod względem porastających go roślin, gdyż jak wiemy, konie podchodzą do zaspokajania swoich potrzeb żywieniowych selektywnie, a więc wybierają tylko pewne gatunki roślin w zależności od konkretnych potrzeb. Preferują wonne łąki i pastwiska. Z zaznaczeniem, że pastwisko to nie sama trawa, ale również różnego gatunku rośliny, których występowanie będzie ściśle związane ze składem gleby, jej kwasowością i wilgotnością. Teraz przejdźmy do sprawy pielęgnacji.
Wapnowanie
Jeśli pastwisko zostało zalane przez fale powodziowe lub zwyczajnie tygodniami stała na nim pozimowa woda, z całą pewnością gleba jest solidnie wypłukana z zapasów wapnia. Trzeba więc czym prędzej podjąć działania w celu jego uzupełnienia. Na rynku dostępnych jest wiele rodzajów nawozów wapniowych i tylko od nas zależy, które wybierzemy. Jedne bowiem (węglanowe) działać będą wolniej, ale przez dłuższy czas, drugie zaś (tlenkowe) działać będą znacznie szybciej, radykalniej i zalecane są w przypadkach, gdy mamy do czynienia z silnie zdegradowanymi glebami i zależy nam na szybkim efekcie. Pamiętajmy również, że wapń nie tylko korzystnie wpływa na prawidłowy rozwój roślin. Jako pierwiastek wpływa dodatnio na organizm zwierzęcy, gdyż wchodzi w skład m.in. układu kostnego. Przede wszystkim jednak usuwa z gleby szkodliwe dla zdrowia zwierząt jony wodorowe, a nawet jony metali ciężkich. Proces wapnowania bez problemu możemy przeprowadzić co 4 lata (lub częściej, jeżeli wymaga tego sytuacja), stosując ok. 2 ton węglanu wapnia na 1ha w celu ulepszenia jakości gleby. Trzeba jednak pamiętać, że gdy stosujemy wapnowanie, nie nawozimy już użytków zielonych nawozami organicznymi.
Odchwaszczanie
Jak już wiemy, pastwisko to nie tylko trawa, ale również rozmaite rośliny, zarówno te jadalne – pożyteczne, jak i szkodliwe dla koni (w większej ilości). Dlatego też nie należy dopuścić do sytuacji, w której chwasty całkowicie zarosną nam pastwisko (nie cieszmy się więc z „zieloności” pastwiska, gdy tak naprawdę porastają go głównie chwasty). Dzika mięta, kaczeńce, szczaw bądź skrzyp to jedne z bardziej ekspansywnych i trudnych do zwalczania roślin. Ponadto im bardziej są stratowane, np. przez kopyta koni, tym szybciej się rozrastają. Z nimi jak i z wieloma innymi szkodnikami można walczyć na kilka sposobów:
▶ można je usuwać, wykopując każdą roślinę z korzeniami (z zaznaczeniem, że trzeba je wyrwać w całości),
▶ kosić regularnie zachwaszczone miejsca – ale tym samym wyłączając tę część pastwiska z użytku,
▶ zastosować opryskiwanie. Ze względu na praktyczność jak i oszczędność czasu skupmy się na opryskiwaniu, a wyrywanie chwastów zastosujmy w ramach relaksu. Na samym początku zwróćmy jednak szczególną uwagę na to, by stosować opryskiwanie selektywne, które wyeliminuje tylko konkretne gatunki chwastów, a nie „ogołoci” pastwiska z wszystkich – nawet tych pożądanych roślin, np. koniczyny czy mniszka lekarskiego. Na rynku dostępny jest szeroki wybór herbicydów, które skutecznie, nawet w ciągu kilu dni od oprysku, zabiją niepożądane rośliny. Pamiętajmy, aby preparat stosować dokładnie na dany chwast i opryskiwać w dni bezdeszczowe (w przeciwnym wypadku deszcz może wypłukać chemikalia i osłabić działanie preparatu). Niezależnie od tego, jakiego środka użyjemy, musimy pamiętać o tym, by zamknąć pastwisko (bądź dany obszar) dla koni, dopóki wszystkie środki chemiczne nie zostaną zneutralizowane (czas neutralizacji środka podany jest zawsze na ulotce preparatu i zazwyczaj waha się do kilku do kilkunastu dni).
Nawożenie
W celu ulepszenia jakości gleby pastwiska i dokarmiania roślin stosuje się systematyczne nawożenie. W zależności od potrzeb stosuje się ogólnodostępne nawozy mineralne. Do najczęściej spotykanych i stosowanych na pastwiskach zaliczyć można:
▶ nawozy z zawartością azotu: niegdyś bardzo popularne, lecz w ostatnich latach stosowane rzadziej ze względu na przyczynianie się do wzrostu roślin niekoniecznie pożądanych na pastwiskach, takich jak pokrzywa czy szczaw,
▶ nawozy z zawartością fosforu, magnezu bądź potasu. Stosujemy je, jeżeli zależy nam na głębokim rozwoju roślin motylkowych, traw oraz ziół. Ponadto minerały znajdujące się w roślinach, które zjadają konie mają korzystny wpływ na ich procesy metaboliczne – warto mieć to na uwadze. Pamiętajmy jednak, że niezależnie od tego, jaki nawóz zastosujemy, lepiej podzielić go na mniejsze dawki i zastosować w różnych odstępach czasowych. Jeżeli stosujemy dwa lub nawet trzy rodzaje nawozów, wydaje się być to wręcz koniecznością, ponieważ mogą zajść niebezpieczne reakcje. W przypadku gdy mamy do czynienia z małym pastwiskiem, możemy się nawet pokusić o bezpośrednie dokarmianie roślin poprzez miejscowe opryski, które dają bardzo dobre efekty.
Oczyszczanie
Jak wiemy, konie pozostawiają swoje odchody zazwyczaj w pewnych określonych miejscach (oczywiście są wyjątki). Gdy koni na pastwisku jest dużo, równocześnie dużo jest na nim odchodów, które tworzą swego rodzaju „pole minowe”. Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie wierzchowce będą omijały miejsca szczególnie „zasobne” w łajno, a z czasem nie będą chciały jeść z niej żadnych „skażonych” roślin (być może konie instynktownie obawiają się ponownego zarażenia własnymi pasożytami). Warto więc co jakiś czas (a nawet codziennie, gdy koni jest dużo) sprzątać pastwisko z nagromadzonych odchodów. Dobrym pomysłem może okazać się poszukanie ogrodnika, który z całą pewnością „przygarnie”, a czasem nawet i sam pozbiera z pastwiska naturalny koński nawóz.
Rotacja i oszczędzanie pastwiska
Zawsze, a już w szczególności gdy nasze pastwisko ucierpiało znacznie po zimie, warto podzielić je na kilka mniejszych kwater (nawet bardzo małych). Jest to istotne z wielu powodów, np. uniemożliwimy koniom wyjedzenie trawy do zera. A więc w momencie, gdy trawa osiąga wysokość ok. 5 cm, należy zamknąć dany obszar i przenieść konie na inny. Tę samą zasadę stosuje się, gdy po zimie na pastwisku w danym miejscu jest słabsza trawa bądź wolniej wzrasta. Wypuszczenie na nią koni spowoduje albo jej wyskubanie, albo stratowanie kopytami.
Aby pastwisko było naprawdę idealne i stanowiło skarb, oprócz tego, że porasta je bujna trawa i zioła, musi być przede wszystkim czyste – a więc pozbawione śmieci, drutów i innych ostrych rzeczy, o które mógłby poranić się nasz spacerujący bądź tarzający się wierzchowiec. Dostęp do wody i miejsca zacienionego jest również niezbędnym elementem, o którym musimy bezwzględnie pamiętać.