Jazda konna powinna być przyjemnością zarówno dla konia, jak i dla jeźdźca. Są jednak sytuacje, w których koń zachowuje się tak, jakby dosiadający go jeździec wcale nie istniał. Taki trening nie ma już nic wspólnego z przyjemnością i staje się po prostu niebezpieczny.
Tekst: Anna Szwarc
Foto: Piotr Filipiuk, Dreamstime
Z doświadczenia wiem, że większość koni zachowuje się zupełnie normalnie i spokojnie w towarzystwie ludzi, jak i innych koni. Jednakże zdarzają się „końskie przypadki” oraz sytuacje, w których zwierzęta te swoim zachowaniem dają nam znać, że tak naprawdę moglibyśmy dla nich nie istnieć. Gdy w danej chwili takie wierzchowce nie mają na coś ochoty, wspinają się i kopią. Przy czyszczeniu nie mogą ustać w miejscu bądź dosłownie pakują się na nas barkiem, napierają z całej siły, przyciskając do żłobu czy ściany. Podczas jazdy czy prowadzenia w ręce płoszą się albo gdy poczują chęć, by gdzieś iść, zwyczajnie robią to, a w zasadzie wyrywają z pełną prędkością, jak oszalałe, nie zważając na żadne okoliczności. Na nic zdają się wtedy nasze próby usilnego trzymania konia z całych sił za uwiąz czy wodze. Koń i tak zrobi co zechce. Po takich przygodach zrezygnowany i często obolały po walce ze „świrującym” koniem jeździec wścieka się, czuje się bezradny i zadaje sobie pytanie: dlaczego jego podopieczny zachowuje się jak opętany. Odpowiedzi na to pytanie jest wiele, jednakże chcąc dobrze zrozumieć problem, a w dalszej konsekwencji rozwiązać go, musimy sięgnąć daleko wstecz, aż do czasów kiedy konie żyły na wolności. Wtedy to jako zwierzęta stadne posiadały silne instynkty przetrwania, które mimo udomowienia przez człowieka nigdy do końca nie zanikły. Wierzchowce nadal czują się zwierzętami stadnymi i nadal są silnie wyczulone na niebezpieczeństwa. Oczywiście jedne rasy będą mniej wrażliwe na bodźce zewnętrzne, np. te z domieszką koni pociągowych. Natomiast drugie, konie czystej krwi bądź z jej domieszką z reguły będą o wiele bardziej wrażliwe na wszystko, co je otacza. Nie oznacza to jednak, że są szalone czy co gorsza mają problemy umysłowe. Nic z tych rzeczy. Te konie są po prostu bardziej emocjonalne od ich kolegów i nieco bardziej nerwowe – jednakże z całą pewnością można z nimi pracować. Dlatego wiedząc już z jakim typem konia mamy do czynienia, możemy się domyślać, że do pewnych zachowań nasz podopieczny będzie miał większe bądź mniejsze skłonności. Ponadto musimy zdać sobie sprawę z tego, że niejednokrotnie my sami przyczyniamy się do tego, że konie szaleją. Jak to możliwe? O tym poniżej.
Nadmiar energii
Mimo szybkiego rozwoju jeździectwa w Polsce, w wielu miastach, nawet tych największych, nadal z przykrością można zaobserwować, że w niektórych stajniach nie ma mody na padokowanie koni. Ponadto stajnie (mimo że koszt wynajęcia boksu jest spory) nie oferują właścicielowi, a raczej zwierzęciu zbyt wiele. Nie chodzi tu o zapewnienie mu przysłowiowego „dachu nad głową” czy pożywienia, ale przede wszystkim o możliwość dostarczenia wystarczającej dawki ruchu. W rzeczywistości stajnie albo nie mają wystarczającej ilości pastwisk – osobnych dla klaczy, osobnych dla ogierów bądź koni sportowych, albo pastwiska te, gdy już są, są na tyle źle zabezpieczone, że praktycznie niemożliwe jest wypuszczenie na nie koni bez ryzyka narażenia ich zdrowia (nieodpowiednio ogrodzone pozwalają na przedostawanie się koni na sąsiadujące pastwiska, druty wystają z podziurawionych ogrodzeń, a na trawie można znaleźć śmieci czy niepozbierany od tygodni gnój). W konsekwencji konie po zakończonym treningu resztę dnia spędzają w boksie. A gdy brakuje treningu, koń spędza w boksie całe dnie. Tym samym zwierzę pozbawione jest nie tylko bliskiego kontaktu z ludźmi, ale także z innymi końmi. Przede wszystkim nie ma możliwości swobodnego wybiegania się, wytracenia nagromadzonej energii, rozładowania frustracji itp. Jeżeli do tego zamknięty w szczelnym boksie koń jest wrażliwy bądź nerwowy, nie dziwmy się, że z czasem zestresowane zwierzę zacznie wariować nam podczas jazdy. Nie wińmy go za to, lecz zwyczajnie zastanówmy się, jak możemy mu pomóc. Jeśli zmiana stajni z jakichś powodów nie jest możliwa, zastosujmy inne rozwiązania, czyli te, które są całkowicie od nas zależne.
Brak doświadczenia
Koń wariuje na jeździe, pomimo tego, że zapewniamy mu odpowiednią ilość ruchu? Być może popełniamy gdzieś błąd albo i masę błędów podczas jazdy i zwyczajnie wierzchowiec nie potrafi nawiązać z nami nawet minimalnego kontaktu. Chcąc zmienić cokolwiek w zachowaniu konia, najpierw musimy zacząć od siebie i być może zaakceptować fakt, że to my jesteśmy przyczyną nieodpowiedniego zachowania rumaka. Musimy mieć również świadomość, że jeśli nasze umiejętności są niewystarczające, by utemperować trudnego konia i gdy nie mamy pewności, że damy sobie radę, trzeba będzie rozważyć dwie kwestie: poprosić o pomoc kogoś doświadczonego w układaniu konia bądź, choć zabrzmi to brutalnie, rozważyć opcję sprzedania go komuś z większym doświadczeniem. Jeżeli jednak nie zamierzamy się wycofać i jesteśmy gotowi zrobić wszystko co będzie konieczne, jeżeli potrafimy uzbroić się w masę cierpliwości i jesteśmy w stanie przejść przez fale emocji, od radości do złości, a nawet wściekłości i poczucia bezradności – czym prędzej zacznijmy działać. Poniżej podajemy kilka przykładów jak postępować, by utemperować i nawiązać kontakt z rozbrykanym wierzchowcem.
▶ Może nam się tylko wydaje, a może nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że koń wyczuje każde nasze nawet najmniejsze usztywnienie w siodle, wychwyci każdą utratę równowagi i jeżeli tylko będzie miał na to ochotę, „wystrzeli” właśnie w tych momentach. Dlatego zawsze wtedy, gdy nie czujemy się pewnie z naszym wierzchowcem podczas jazdy, bądź gdy wiemy, że koń stał długo w boksie, dla własnego bezpieczeństwa wspólny trening zacznijmy od pracy z ziemi (lepiej mieć obtarte ręce od trzymania lonży niż poobijane ciało). Wystarczy bowiem kilkanaście minut na lonży, aby nasz koń „odreagował” nagromadzony stres i po kilkunastu (a w trudnych sytuacjach kilkudziesięciu) minutach zaczął nawiązywać z nami współpracę. W miarę jak będzie rozwijała się wspólna komunikacja i zauważymy postęp, zorientujemy się, kiedy będziemy mogli zacząć jazdę. Będziemy mieć wtedy dość siły i pewności siebie, a przede wszystkim nie będziemy już rywalem dla naszego podopiecznego, lecz staniemy się jego przewodnikiem.
▶ Koń myśli bardzo szybko i bardzo szybko reaguje (taka jego natura). Natomiast większość z nas zaczyna reagować na zachowanie podopiecznego w chwili, gdy ten jest już w trakcie wykonywania danego manewru, tzn. zaczął już wariować. A to zdecydowanie za późno. Gdy podopieczny zacznie „cudować”, będzie chciał ponieść czy spłoszy się, włoży w to całą swoją siłę, z którą na pewno nie wygramy. Ponadto obojętnie co później zrobimy (błędnym i bezskutecznym jest uspokajanie konia znajdującego się w takim stanie), koń i tak będzie zwycięzcą – zrobił przecież to, na co miał ochotę. Dlatego tak ważne jest, abyśmy pracując z trudnym koniem, bacznie go obserwowali (najlepiej początkowo z ziemi) i wczuli się w niego. Starali odczytać myśli i zamiary – wtedy to będziemy mogli uprzedzić podopiecznego, odwrócić i skierować na coś pożytecznego jego uwagę. W takich sytuacjach musimy być bowiem stanowczy – na tyle, na ile wymaga tego dana sytuacja. Odciągnąć uwagę konia i zachować się jak przywódca stada. Zwyczajnie należy zrobić wszystko, by przekonać konia, aby słuchał tylko nas i tylko za nami podążał.
Zrelaksowany koń to szczęśliwy i spokojny koń. Tak więc najgorsze co możemy zrobić, to pozwolić na to, by wierzchowiec bezmyślnie chodził w kółko dookoła ujeżdżalni. Takie postępowanie z całą pewnością zepsuje nawet najspokojniejszego rumaka. Dlatego też pamiętajmy o tym, by podopieczny zawsze podczas zajęć miał coś do roboty. Zapewnijmy mu nie tylko galopy, ale również inne ćwiczenia typu: chody boczne, cofanie, drążki, ósemki itd. Zbuduj przeszkody inne niż te, do których koń zdążył się już przyzwyczaić, każ wchodzić mu w miejsca, do których nigdy jeszcze nie wchodził. Chodzi o to, by koń miał nad czym myśleć, a nie skupił się na tym, jak wyrzucić jeźdźca z siodła.
Pamiętajmy więc, że chcąc „naprawić” trudnego konia, musimy zacząć od samych siebie i bądźmy przygotowani na zmianę nawet całego naszego dotychczasowego postępowania. Czasem trzeba bowiem poświęcić własną dumę, zagryźć zęby i uzbroić się w cierpliwość, tak by móc zwycięsko przejść przez liczne porażki i frustracje, które nas spotkają. Ponadto trzeba być również gotowym na sporą dawkę nauki, która nas czeka oraz na szybkie podejmowanie decyzji i co najważniejsze na niepopełnianie tych samych błędów.