Ostatnio użytkownicy portalu społecznościowego Facebook mogą się spotkać z amerykańską kampanią „Riders 4 helmets©”. Ma ona na celu zachęcić wszystkich jeżdżących konno do noszenia kasków.
Tekst: Małgorzata Odyniec
Foto: Dreamstime
Pomysłodawcy tej akcji chcą, aby jak najszersze grono jeźdźców zapoznało się z podstawowymi zaletami jeżdżenia w kasku. Zapraszają oni do akcji czołowych zawodników różnych dyscyplin, aby swoim przykładem zachęcali innych do używania bezpiecznych nakryć głowy. Na stronie możemy też znaleźć linki, które pomogą w jeszcze lepszym zrozumieniu problemu.
Na pomysł całej akcji wpadła dresażystka Jeri Bryant i firma sponsorująca Courtney King – Dye, olimpijki z Hongkongu. Courtney to bardzo utytułowana amerykańska zawodniczka ujeżdżenia. W 2007 r. na Idocusie zadebiutowała w Finale Pucharu Świata w Las Vegas, zajmując 6. pozycję. Rok później podczas finału w holenderskim Hertogenbosch, zajęli 7. miejsce w Grand Prix i 15. w Grand Prix Kür. W Hongkongu startowała na Harmony’s Mythilus, ale została zdyskwalifikowana podczas Grand Prix Special. W swoim kraju jest nazywana „Tigerem Woodsem ujeżdżenia” ze względu na rekordową ilość wygranych zawodów. W marcu tego roku zawodniczka doznała poważnego urazu głowy i przez miesiąc była w śpiączce. Gdy zdarzył się wypadek, nie miała na głowie kasku. Na początku kampania miała służyć zebraniu pieniędzy na częściowe sfinansowanie rehabilitacji zawodniczki. Później jednak rozrosła się do ogólnonarodowego ruchu na rzecz noszenia kasków, głównie wśród jeźdźców startujących na pozimie regionalnym i narodowym.
Wszyscy doskonale wiemy, że kask może uratować życie, niestety, jakże częsty to obrazek, gdy na zawodach skoczkowie zaraz po minięciu celowników zdejmują toczki, jakby paliły ich w głowy. Kask na głowie dresażysty, który wyszedł już z kategorii juniora, to także ewenement. U WKKW-istów jest nieco inaczej, bo w trakcie zawodów nie wolno im jeździć z nagą głową, ale ciekawe, ilu z nich w domu trenuje w bezpiecznym nakryciu głowy? Czapki baseballówki owszem chronią, ale tylko przed słońcem.
Inaczej jest z kaskiem, który chroni głowę, potylicę i część szyi przed bezpośrednimi urazami i ogranicza ryzyko wstrząśnienia mózgu. Daszek kasku nie tylko chroni twarz jeźdźca przed urazami, ale także przed promieniami słońca. Kask zbudowany jest z twardego materiału absorbującego wstrząsy. Wierzch pokrywa welurowy materiał, a wnętrze jest miękko wyścielone. Nowoczesne kaski mają wentylację. A jak wyglądała ich ewolucja? Zapytaliśmy o to Diane van Keulen, przedstawicielkę firmy Horki, producenta sprzętu jeździeckiego. – W latach 60. i 70. XX wieku toczki jeździeckie były po prostu częścią garderoby, mającą niewiele wspólnego z bezpieczeństwem. Od lat 80. każdy kraj zaczął wprowadzać pewne standardy bezpieczeństwa. Dotyczyły one materiału, z jakiego robiono kaski, np. do produkcji zaczęto używać substancji trwalszej niż poliester. W połowie lat 80. standardy rozszerzono na pasek. Każdy kask musi mieć trzy- lub czteropunktowe zapięcie, które zapobiega utracie kasku podczas upadku z konia. Od 1996 r. scentralizowano przepisy bezpieczeństwa, do jednej europejskiej normy „EN1384”. Norma ta obowiązuje we wszystkich krajach Europy. W 2001 r. wymogi bezpieczeństwa wzrosły jeszcze bardziej. Obecnie trwają prace nad stworzeniem nowych norm dla dyscyplin obciążonych dużym ryzykiem, jak na przykład WKKW. Dotyczyć one będą przepuszczalności materiałów i absorpcji wstrząsów.
Najwięcej wypadków ma miejsce wśród jeźdźców rekreacyjnych, którzy niewiedzę często zastępują brawurą. Zresztą napatrzywszy się na nonszalancję doświadczonych jeźdźców i zawodników, uważają oni jazdę w bezpiecznym nakryciu głowy za coś wstydliwego i nietwarzowego. Rzeczywiście, niektóre z nich nie należą do najpiękniejszych, ale ostatnio na rynek trafiają modele, które przypominają eleganckie toczki, a nie bezkształtne wiadra. Tak lubimy nieraz bezkrytycznie czerpać wzory z Zachodu, może więc warto w tym nowym sezonie wprowadzić modę na jazdę konną z bezpiecznie chronioną głową?